— Zmieniam zdanie. Znowu truskawki? Może do tego tym razem weźmiemy jagody? — Na mojej twarzy zawirował uśmiech. Pełen pewności siebie, zadowolenia z tego, że tak łatwo udało mi się przekonać go do podjęcia innej decyzji. — Chodź, Aurelku. Nie chcemy zostać przyłapani. Prawda? — dopowiedział z lekkim uśmiechem i ruszył przed siebie, śmiałym krokiem, żwawym, tak bardzo dla niego charakterystycznym.
Alex chodził miękko. Stąpał lekko, wręcz eterycznie. Większość powiedziałaby, że porusza się zwyczajnie, typowo. Jednakże przyglądając się bliżej zachowaniu nastolatka i jego gestom, ruchom, wywnioskować można było tylko jedno — jest pierdolonym ninja, który porusza się bardziej, niż cicho. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego, ale tak po prostu było. Prawdopodobnie byłby w stanie zakraść się do mojego łóżka i mnie zabić, bo co, jak co, ale sen mam cholernie ciężki.
— Aurel, przyjacielu, jakiś pomysł? — Wybił mnie z rytmu, nagle. Nawet nie spostrzegłem się, że przecież stoimy już pod spiżarnią, a chłopak wpatrywał się w kłódkę, ściągając delikatnie usta.
Podparłem biodro dłonią, przechyliłem głowę, wlepiłem ślepia w metalowy zatrzask, mając nadzieję, że jakimś cudem sam się rozłupie.
— Może to znak od sił wyższych, że jednak nie powinniśmy tego robić? — Zerknąłem na konusa.
Tak, teraz rzeczywiście był konusem. Strasznym konusem.
Przeszukałem kieszenie. Przecież ostatnio włosy wpadały mi do oczu, przecież nie noszę innych spodni, no do cholery ja...
Bingo?
Bingo!
— Zobaczmy, czy te wszystkie filmowe sztuczki rzeczywiście działają — mruknąłem, nachylając się nad kłódeczką. I w lewo spineczką, i w prawo spineczką. Góra, dół, na ukos. Klik. — Do boju, ninjo. — Smagnąłem go ogonem po tyłku, gdy już wchodził na paluszkach do środka pomieszczenia. Pełnienie warty przez dwa dwadzieścia trzy czystego błękitu nie brzmi dobrze, jestem bardziej widoczny, niż flaming na tle zebr, przysięgam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz