To, że Niebieski tak się zmienił, bolało. Wiedziałem, że to się stanie, ale nie sądziłem, że dotknie mnie do tego stopnia. Co miałem zrobić? Nic. Pies pogrzebany, trzeba iść dalej, pomogę mu, gdy poprosi lub gdy naprawdę będzie to konieczne.
— Czyli tym razem nie będziemy musieli rabować tutejszych spiżarni? — Zaprzeczyłem tylko w odpowiedzi na pytanie. — Szkoda. Wielka szkoda. — Oh. Skubany kotołapy. Zamiana ról? Teraz on chce igrać z ogniem? Proszę bardzo, twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem w kierunku, w którym znajdowała się spiżarnia. — Zmieniam zdanie. Znowu truskawki? Może do tego tym razem weźmiemy jagody? — W pierwszej chwili chciałem złapać go za dłoń i skierować się w odpowiednim kierunku, ale kilka minut temu wyraźnie przekazał: nie dotykaj mnie. Odetchnąłem cicho, opuszczając ledwo podniesioną dłoń i zacząłem iść. — Chodź, Aurelku. Nie chcemy zostać przyłapani. Prawda? — Nie minęło dużo czasu, może pięć minut? Nie rozmawialiśmy, dźwięk rozszedłby się po pustym korytarzu, a gdyby ktoś go usłyszał, byłoby nieciekawie. Bardzo nieciekawie. Wpakowałem się wreszcie pod drzwi spiżarni i, cholera jasna, co tu robi kłódka? Adam widocznie zrobił coś z tym, gdy wspomniałem o małym, zeszłorocznym incydencie. — Aurel, przyjacielu, jakiś pomysł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz