czwartek, 9 listopada 2017

Pij lemoniadę, będziesz wielki [2]

Zdziwienie w oczach, szok, lekko rozchylone wargi. Uśmiechnąłem się delikatnie, widząc reakcję chłopaka. Oglądał mnie od stóp do głów, kilka razy, częściej zatrzymując się na buzi, błądząc oczętami po moich ustach, włosach, łapiąc co jakiś czas kontakt wzrokowy.
— Witaj, Aurelionie. Wreszcie się spotykamy. — Speszyłem się lekko. Zabrzmiałem aż tak oficjalnie? Podkuliłem ogon, nie chciałem, by wszystko było takie sztywne i wyniosłe. W końcu byliśmy kolegami. — Tęskniłem za tobą, wiesz? Nie rób tak więcej. — Powiedział, wtulając się mocno w moją pierś. Nie mogłem powstrzymać zaciśnięcia się szczęk, jakby jego dotyk włączał u mnie odruch bezwarunkowy. Na ustach zatańczył gorzki uśmiech, kąciki lekko zadrżały. Delikatnie poklepałem go po plecach, pragnąc, by jak najszybciej się odsunął. Głowa wtulająca się w pierś była przyjemna, ale... — Mam czekoladę z malinami.
Uśmiechnąłem się smutno, przygryzłem policzek od środka i poruszyłem się delikatnie, dając znak, by mnie puścił. Poczynił to, niezbyt chętnie, ale jednak.
— Czyli tym razem nie będziemy musieli rabować tutejszych spiżarni? — parsknąłem, przypominając sobie włam, przy którym tak bardzo panikowałem. Szczerze? Z chęcią wróciłbym do tamtego momentu, gdzie włosy były jasne, tak samo, jak kłębiące się pod nimi myśli, gdzie wciągałem chłopaka do środka budynku, bojąc się, że zmarznie [chociaż to tylko ja byłem tym, który marzł], a truskawki smakowały lepiej, niż zwykle. Alex się zaśmiał i pokręcił głową. — Szkoda. Wielka szkoda — mruknąłem, wiedząc, że przełączyłem odpowiedni pstryczek, a lampka za chwilę zapali się w umyśle niższego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis