Przejechałem kciukiem po paliczkach dziewczyny. Uśmiechnąłem się słabo, gdy druga dłoń pogłaskała delikatnie moją głowę. Malutka dłoń. Mógłbym zamknąć jej obie ręce w swojej bez większego trudu.
— Aż tak wakacje ci się dłużyły? Nah, kiedyś musimy jednak się umówić w te wakacje na jakieś odwiedziny albo spotkanie — powiedziała nagle, nie uciekając dłonią i dalej przeczesując moje kudły. Ogon zadrżał, owinął się wokół mojego pasa i opadł beztrosko na kolana, kitą zwrócony w stronę Jaśmina. Zdecydowanie żył własnym życiem, byłem już do tego przyzwyczajony, musiałem być.
— Dłużyły...? Błagam, one ciągnęły się jak flaki z olejem — zaśmiałem się słabo.
Świst pasa.
Wzdrygnąłem się lekko, mocniej zacisnąłem palce na skórze dziewczyny. Może trochę za mocno. Ściągnąłem brwi, na czole wystąpiła bruzda, a ja sam szybko przeprosiłem Pelcię, czując narastające poczucie winy.
— Dopiero co poprzednie się skończyły, a ty już mówisz o następnych, podziwiam twoje możliwości, Pel. — Ugładziłem palcem dłoń, która chwilę temu została skrzywdzona. Nieświadomie, ale jednak. — No, ale skoro wybiegamy w przyszłość... — Przełknąłem nieco głośniej ślinę. Spuściłem wzrok na rozdygotany ogon. Nie wiem, czy powinienem to mówić, nie wiem, czy to wszystko jest dobrą opcją. — Wiesz. Ostatnio moje relacje rodzinne nieco się popsuły i... — Wdech. — Na przyszły rok będę już pełnoletni według zasad mojego świata, mojego państwa i... — Wydech. — Obawiam się, że druga klasa może być moją ostatnią na uczelni. — Zagryzłem wargi, gula zaistniała w gardle. Uderzyło mnie. Mocno, nagle.
Wypowiedzenie tego wszystkiego na głos upewniło mnie, że ta sytuacja może się zdarzyć. Że zniknę. Jakbym wcale nie istniał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz