Wrócenie do szkoły skutecznie zakończyło ciągle narzekania, wylewanie oczekiwań i porównywanie do brata. Rodziców tutaj nie było i mogłem egzystować bez obaw o swoją samoocenę. Przynajmniej na razie.
Spacerowałem po placu szkolnym i obserwowałem budynek, zmienił się. I nie mogę powiedzieć, że na gorsze, bo tak nie było. Podobał mi się. Powinienem się ruszyć i wreszcie rozpakować albo chociaż zatachać pozostawioną gdzieś w kącie torbę. Przywitać Aurelka, porozmawiać z Pel i dopiąć wszystko na ostatni guzik. I... oh. O wilku mowa. Niebieskie dłonie Fasolki znalazły się na moich ramionach, powodując mimowolny odruch.
— Witaj, Alexadrze. — Więc tak się bawimy? Powaga? Uśmiechnąłem się szeroko i odwróciłem w stronę przyjaciela. O kurwa. To nie był ten Aurel, którego widziałem kilka miesięcy temu. Ponad dwa metry wzrostu, czarne włosy i kolczyk w wardze, wow. Wiedziałem, że się zmieni, ale nie aż tak. To był cholerny wieżowiec. Niby nadal Aurelion, nieco skopany po dupsku przez los, ale Aurelion. Zignorowałem opatrunek, nie chciałby zapewne poruszać tego tematu.
— Witaj, Aurelionie. Wreszcie się spotykamy. — Poważna poza i równie poważnie wypowiedziane słowa. — Chyba mamy sobie co nieco do powiedzenia, prawda? Nadgonić kilka miesięcy w jeden dzień będzie ciężko, ale musimy chociaż spróbować. — Nie wytrzymałem, parsknąłem śmiechem i powoli przytuliłem się do przyjaciela. Był jak zawsze ciepły i był Aurelkiem. — Tęskniłem za tobą, wiesz? Nie rób tak więcej. — Zadarłem głowę, żeby na niego spojrzeć. — Mam czekoladę z malinami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz