Aurelion urósł, bardzo urósł, co w pewien sposób było smutne, jak i zabawne, gdy się patrzyło z boku. Skrzacik i wielkolud. Zaśmiałam się w duchu.
Poszerzyłam uśmiech w oczekiwaniu na odpowiedź chłopaka i zamrugałam zdziwiona, kiedy się nachylił, żeby zaraz objąć mnie szczelnie. Jednak po chwili rozkojarzenia odwzajemniłam uścisk, przytulając go mocno i wtuliłam się w ramię Hortensji, przymykając powieki. Zdecydowanie wyrósł przez te parę miesięcy.
To było bardzo miłe przywitanie. Staliśmy tak w milczeniu może przez minuty, może tylko przez kilka sekund i chętnie zostałabym dłużej, ale...
— Aurelku, plecy cię rozbolą. Jeśli już cię nie rozbolały — powiedziałam zatroskana, marszcząc nos i poluźniwszy uścisk, odsunęłam się odrobinę od niego. — Na razie dosyć czułości. Masz może ochotę na herbatę? — spytałam ciut rozbawiona, gdy uwolnił mnie z objęć i się wyprostował. Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek nasze spotkanie obędzie się bez herbaty. Może. Kiedyś. Wątpliwe.
Cichy chichot wydostał się z moich ust.
— Dostałeś moje listy? Właściwie mam dla ciebie jeszcze jeden, którego nie zdążyłam wysłać. Mam nadzieję, że nie zapchałam ci za bardzo skrzynki pocztowej... — I zaczęłam mówić, nie bardzo wiedząc, o czym i nie do końca kontrolując potok słów płynący z moich ust, który nadal trwał, kiedy chwyciłam Aurelka za dłoń i pociągnęłam go w stronę pokoju Promienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz