sobota, 11 listopada 2017

Panna jak malowana [0]

Wyjście do kawiarni wraz z Ayą w podzięce za jej cudowny podarek zostało odroczone, gdy Dexter przyszedł oznajmiać (krzycząc), że zamierza zamordować Jane i jak najbardziej mam mu w tym pomóc. Nie była to zbyt miła rozmowa, a raczej w ogóle nie była rozmowa, bo przeprosiłem Ayę, błagając o wybaczenie, a następnie czmychnąłem prosto w objęcia księcia ciemności. Czyli w sumie Dextera, będącego w swoim żywiole. Dosyć ogólnie mówiąc, zamierzał on jednoznacznie pozbawić moją koleżankę życia, ale zgodził się ograniczyć do uszczerbków nietrwałych. Pozornie, jak sam zaznaczył, na co mogłem tylko przewrócić oczami.
Rozpętało się piekło.
Potem trwały ciche dni rozejmu Mińska ze mną i Dexterem pod tytułem: "O tym nie rozmawiamy", następnie przyszły egzaminy, wakacje, problemy z duchem biblioteki. Innymi słowy nieszczęścia nie chodzą parami, a całymi stadami. Ze wstydem przyznałem w dniu rozpoczęcia nowego roku, że nie mogłem zrezygnować z wypełnienia obietnicy danej dziewczynie, nadal wisiałem jej ciasto, kawę i porządne, głośne "Dziękuję" za pomoc w mojej sprawie. Gdyby nie ona, gdybym się wtedy zawah... 
Stop.
To nie jest dobry moment na rozpamiętywanie czegokolwiek, zwłaszcza, gdy od przyjaciółki ani ja, ani Dexter nie otrzymaliśmy ani słowa przez ostatnie trzy miesiące, jakby zapadła się pod ziem... 
Stop.
Z szerokim uśmiechem poprawiłem odstający liść w małym bukiecie kwiatów, który trzymałem przed sobą, zanim w końcu zdecydowałem zapukać. Nerwowo przełknąłem ślinę, widząc jak drzwi powoli się otwierają i staje w nich Aya. 
— Cześć, przepraszam, że tak długo to trwało, ale nie miałabyś może ochoty wyskoczyć razem ze mną do kawiarni? — spytałem w końcu ciepło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis