— Taaa, to Świecidełko, które uwielbia się włóczyć tam, gdzie nie trzeba. — Vene parsknęła śmiechem. Skinęłam ze zrozumieniem głową, wpatrując się w królika, który aktualnie niuchał nosem powietrze, zapach czy cokolwiek innego, ale poruszał przy tym śmiesznie głową, co tylko dodawało komizmu całej sytuacji. Zwierzak był uroczy, cudowny, a jego futerko zdawało się być najpuchatsze z puchatych futerek świata, ale prawda była taka, że bałam się wyciągnąć rękę, żeby go dotknąć.
— A tak pomijając kwestię królika — tutaj Vene przerwała, wskazując na szalik należący do Pel— czyli mamy żywe ubranko z pierwszego roku, o którym była mowa w gazetce. — Zamrugałam kilkukrotnie, wpatrując się w... żyjący szalik? Och, to zdecydowanie jest jedna z ciekawszych rzeczy w dniu dzisiejszym. Przebijająca chyba nawet świecącego królika.
— Dodatkowa para rąk — rzuciła nagle Pel. — Bardzo wam dziękuję za pomoc. Bez was pewnie już dawno bym się rozpłakała. Wiszę wam przysługę i górę ciastek lub ciast. — Uśmiechnęłam się szeroko, decydując się w końcu wyciągnąć dłoń i dotknąć miękkiego futerka królika, tym razem obawiając się jedynie, że dostanę po łapach, ale za to od szalika.
— Cóż — zaczęłam niepewnie, czując, że głowa wibruje mi od myśli zebranych w dniu dzisiejszym — to był zdecydowanie długi dzień. Ale proponuję spotkać się ponownie, gdy godzina nie będzie nas gonić. — Zerknęłam na zegarek wiszący na korytarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz