wtorek, 21 listopada 2017

Królewna Smerfetka i dwóch krasnoludków [3]

Moment, w którym usłyszałem dzwonek telefonu, a Aurel wyszedł po prostu... złamał mnie. Myślałem, że mój humor nie potrafi osiągnąć tak niskiego poziomu. A jednak.
Owinąłem gumkę z czapeczki na palec i zacisnąłem powieki. Mocno. Jak do tego mogło dojść? Chciałem idealnej niespodzianki, miło spędzonego czasu, a ten kurwski pseudo ojciec wszystko zepsuł. Aurel nie zasługiwał na takie traktowanie, powinni go traktować jak drogocenny, niebieski diamencik.
— Po... Powinniśmy to przełożyć na zupełnie kiedy indziej, Margaretko. — Usłyszałem słowa Pel, westchnąłem głośno. Byłem bliski płaczu, a to nie zdarza się często. Otworzyłem wreszcie oczy, musiały wyglądać jak tafle wody.
— Powinniśmy, powinniśmy. Zrobimy to kiedy indziej, kiedy będzie lepiej. Cholera jasna to nie tak miało wyglądać! — Z frustracji kopnąłem nogę łóżka, skończyło się to tylko głośnym syknięciem. Balon z wesołą świnką dyndał wesoło pod sufitem, tylko mnie irytując. Na co to było? Dlaczego nie wyrwałem mu telefonu, zanim zniknął z zasięgu mojego wzroku?
— Posprzątajmy to i idź z nim porozmawiać, proszę. Ja jestem na to zdecydowanie mniej spokojny. Palnę coś niestosownego i będzie słabo. — Blady uśmiech posłany w kierunku Pelagoniji, rozwalenie dwóch balonów z drwiąco uśmiechającą się świnką i baranem.
Aurelek na to nie zasługiwał, cała nasza trójka o tym wie. Tylko jak mamy mu pomóc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis