wtorek, 21 listopada 2017

Co dwie zołzy, to nie jedna [2]

— To chyba znowu panna gburowata. — Uniosłam brwi, gdy przyszło mi usłyszeć słowa konusa, który powoli zaczynał sobie grabić. Gburowata? Ja gburowata? Chyba nigdy nie spotkała ciotki Felicji, przy niej nawet charczący wieśniak mógł się schować. — Czy to jest zły omen? — Dodała po chwili z parszywym, przebrzydłym uśmieszkiem, który przyprawiał o mdłości nawet mnie.
— Rzekłabym dramatyczny. Myślałam, że koty zawsze spadają na cztery łapy, a tu proszę. Chyba jakiś trefny model. — Założyłam ręce na piersi, obserwując dziewczynę, która nieporadnie podnosiła się z ziemi i poprawiała spódnicę. Ściągnęłam brwi i parsknęłam śmiechem, widząc, że ogon paskudnie jej wadził, a ona sama za żadne skarby świata nie potrafiła się z nim uporać. Czyżby dodatkowe kończyny sprawiały aż tak wielki problem? Ten niebieski knypek, który ostatnio ryczał przy oknie, też ma jakieś problemy ze sobą, a kita na końcu ogona wadziła również osobom z jego otoczenia. Ostatnio przypadkowo trzepnął Shioko z tego, co widziałam. Niedorajdy życiowe.
Przewróciłam oczami i zignorowałam marchewkę, ruszając przed siebie, obierając za cel dalsze błądzenie po szkole w poszukiwaniu person bardziej, bądź mniej ciekawych. No i przede wszystkim takich, którym pazur nie grozi moim kabaretkom, bo drapaczka im się zdarła do granic możliwości. Podobno koty są najlepszymi przyjaciółmi wiedźm. Gówno prawda, żmije i kruki są o niebo lepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis