sobota, 18 listopada 2017

Co dwie zołzy, to nie jedna [1]

Cały dzień rozmyślałam nad tym, ile materiału zejdzie na projekt, który ostatnio wymyśliłam. W mojej głowie odbywały się niezwykle absorbujące plany, ściśle powiązane z wykrojem na nową spódnicę. Chciałam do tego użyć jednej ze starych koszulek brata, którą w wakacje zabrałam z domu. Ostatnio lepiej było z pieniędzmi, głównie przez dziewczyny. Miały już wszystkie po szesnaście lat, więc były w kwiecie wieku. Dodatkowo wszystkie były do siebie tak podobne, że chętnie zatrudniano je jako kelnerki na prywatnych przyjęciach. Takie zazwyczaj zarabiały niezłą sumę, a praca była w porównaniu z innymi nawet przyjemna. Mnie nikt nigdy nie chciał takiej proponować. Byłam zbyt niska i wredna, żeby ktoś chciał mnie oglądać na prywatnym przyjęciu. Generalnie wiązanie końca z końcem stało się łatwiejsze, od kiedy dziewczyny się porządnie wzięły za pracę. Ja teraz nie stanowiłam ani dochodu, ani wydatku. Stąd niewiele mogłam pomóc, jedynie z ubraniami. Jeśli będą wysyłać mi te stare i poniszczone, będę mogła coś z nimi pokombinować. Wstałam z ławki, na której od dłuższego czasu siedziałam. Ogon już niemal całkiem mi zdrętwiał, siedziałam na nim przez ponad godzinę. Od razu po wejściu do szkoły, poczułam uderzenie, dzięki któremu w tempie ekspresowym znalazłam się na podłodze. To chyba po prostu uroki bycia takim lekkim i małym.
— Ej, czy to nie ty się we mnie wpierdoliłaś przed wakacjami? — spytała dziewczyna choinka.
A, tak, to chyba ta sama. Pewnie, gdyby zrobiła się czerwona na twarzy, mogłaby zostać bombką choinkową. Uśmiechnęłam się drwiąco i zwinnie podniosłam z ziemi:
— To chyba znowu panna gburowata — odpowiedziałam, otrzepując spódnicę. — Czy to jest zły omen?
Może było coś takiego, co mówiło, iż jak nadepniesz na toczącą się bombkę, to święta w tym roku będą wyjątkowo ponure. Jeśli tak, to moje zapowiadały się niesamowicie szaro. Zmrużyłam oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis