wtorek, 3 października 2017

Od Wandzi, CD James

Wiedziałam, że powinnam zareagować. Krzyknąć, złapać lecącą dłoń mojego brata, czy nawet go przewrócić. A jednak, patrzyłam z szeroko otwartymi oczami, rozwartymi ustami i drżącą ręką z długopisem, którym kilka chwil temu miałam zapisać w zeszycie proces hodowania i opieki nad szaruszką małą, przy okazji codzienną nazwę zawdzięczającą od charakterystycznego koloru płatków swoich kwiatów.
Trzask kości, odwróciłam gwałtownie wzrok, nie chcąc dalej podziwiać tego, co działo się przede mną, przeze mnie. Zacisnęłam mocno powieki, przestałam słuchać i odbierać jakiekolwiek sygnały. Schować się, uciec, nie próbować go powstrzymać, jak poprzednio, bo skończyło się to źle. Nie dopuścić do utraty kontroli, bo skończy się jeszcze gorzej. Tyle emocji, tak mało czasu, tyle rzeczy do zrobienia, brak doświadczenia i wiedzy, by powstrzymać brata. Trzymał chłopaka za gardło. Zielone oczy ewidentnie płonęły i nie znały czegoś takiego jak jakakolwiek łaska czy wybaczenie. A ja zrosłam się z krzesłem, próbując na to nie patrzeć, udawać, że nic się nie dzieje.
Do pomieszczenia wkroczyła Heat. Jasnowłosy anioł o niebieskich oczach mający szok wymalowany na twarzy, jak my wszyscy.
— Co tu... — mruknęła. Sucho. Będzie się dziać.
— I po chuj tu wchodzisz? — warknął w jej kierunku kot. — Zawsze wszędzie się wpierdalasz. Czy to w wiadomościach, czy nawet tutaj. Jakbyś nie mogła raz się odpierdolić! — krzyknął, następnie podchodząc do wysokiej blondynki, a ona tylko westchnęła. Po czym gruba księga poleciała prosto na głowę chłopaka, pod którym ugięły się kolana. Mój brat wyszczerzył się złośliwie (podchwytuje mimikę od Dextera?!), po czym sam oberwał.
— Ał, za co?! — wysyczał, ale chwilę później umilkł, opuszczając wzrok, zbesztany przez naszą przyjaciółkę.
— Wandzia, podejdź. — Heather spojrzała się na mnie, w teorii miało być lodowato, w praktyce wyszła emocja typu "i tak cię uwielbiam". Podeszłam do niej ze swoimi zeszytami i sama dostałam książką, ale zdecydowanie słabiej. — Do Jamesa, żebyś mi się nigdzie nie szlajała — rozkazała, a ja posłusznie wymknęłam się z pomieszczenia, chcąc uciec jak najdalej. Oj, niech tylko nasz tatko się dowie. Foma... Foma może mieć ciężkie wakacje.
Szybkie wbiegnięcie po schodach, o dziwo bez zabicia się w lakierowanych pantofelkach, może z lekką zadyszką i rozwaloną fryzurą, a po tym stanęłam przed drzwiami pokoju samorządu. Zapukałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis