Zastanawiała się. Studiowała mnie. Uważnie. Bardzo uważnie, widać było, jak szuka szczegółów, które mogłaby namalować. Kwiat. Tak, kwiat wpadł jej w oko. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i założyłam nogę na nogę, prawą na lewą, nie na odwrót. Foma robił odwrotnie. Rzadko, ale czasami mu się zdarzyło, gdy spacerował gdzieś w swoim umyśle. Czasami tam się chował, znikał, nawet na godzinę. Ale rzadko. Ostatnio jeszcze rzadziej, chociaż bałam się, że to może powrócić.
Przechyliłam głowę, czekając na upragnioną odpowiedź.
— Aaaa, dobrze ci to idzie to zielarstwo? Może zachciałabyś mi pomóc z pracą domową? — zapytała w końcu, a w głosie wyraźnie słychać było nadzieję. No tak.
Pokazałam zęby w baaardzo szerokim uśmiechu. Bardzo bardzo szerokim uśmiechu. Pokiwałam energetycznie głową, a kwiat zza mojego ucha spadł na podłogę. Ups. Schyliłam się po niego i zaczęłam mówić:
— Trafiłaś idealne, wręcz lepiej trafić nie mogłaś! — oświadczyłam z radością. — W czym masz problem? Gdzie pomóc? Tkanki, nawozy, sposoby hodowli i opieki? Łączenie różnych gatunków? Mów śmiało, raczej nic mnie nie zagnie — słowa wystrzeliły z moich ust. Znałam się na tym doskonale, a przekazanie wiedzy, i kto wie, możliwe że, pasji sprawiało mi ogromną uciechę. Bo może znalazłam osóbkę, która będzie ze mną chciała spędzać godziny w szklarni, łącząc różne rodzaje, gatunki, czy tworzyć nowe odmiany?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz