Za dużo, Wanda, uspokój się, zaraz ciebie puści, jest blisko, zdecydowanie za blisko, ale zaraz puści, spokojnie, po co od razu panikować, przecież nie może zrobić ci krzywdy, prawda,
— Panienka znowu piwa nawarzyła i wypić nie umie — stwierdził, uśmiechając się. I podniósł lewą rękę, i przesunął pasmo włosów za moje ucho, i to było za dużo, i ja nie chciałam, i nie o to mi chodziło. Oddech jeszcze troszkę przyspieszył, mięśnie się spięły, nadgarstki chyba zabolały jeszcze bardziej, bo szarpnęłam dłońmi, bo nie tak miało być.
— A jakby coś poszło nie tak? Ktoś by się zagalopował? — zapytał cicho, wręcz szeptem, a ja zamarłam, bo czy on czytał w myślach? Nie, Wanda, Pan Hopecraft nie czyta w myślach, to ty zaczynasz panikować. — Skąd to zamiłowanie do gier, rodzinny masochizm? Kto by pomyślał, kto by pomyślał. Przypomnę, że panna nadal nie jest pewna, co do swojej obecnej sytuacji, a i balansuje na granicy dobrego smaku — zakończył wywód i wiedziałam, że jest źle, bardzo, bardzo, źle. — Ostatecznie kłapała dziobem jak mało kto.
Zamknęłam oczy, bo wolałam uniknąć kontaktu wzrokowego, nie rzucać kolejnego wyzwania.
— Jeżeli mógłby mnie szanowny pan mnie puścić, byłabym wielce uradowana — szepnęłam, a głos chyba zadrżał. Niedobrze. — Kto miałby się zagalopować? Ja raczej nie miałabym z panem szans, a pan... a pan raczej potrafi się w pewnym stopniu kontrolować. Czy nie? — mruknęłam. Zignorowałam uszczypliwość o masochizmie, nie, proszę, nie wciągaj w to Fomy.
Próba uspokojenia oddechu. Nieudana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz