Szerszy uśmiech i śmiech przywodzący na myśl świergot słowika zdecydowanie były znakami, że robiło się lepiej. Ave, legiony i chwała cesarzowi.
— Jesteś świetna. Masz tego więcej? I w czym płacę? Może krótka historyjka o tym, jak łatwo zdenerwować Pana Hopecrafta? — Kiwnęłam głową i wyciągnęłam następny stosik obrazków z kolejnymi kompromitującymi ujęciami Jamesa, które podałam Wandzi. Chyba powinnam robić zdjęcia też podczas swoich małych obserwacji z lornetką i czekoladą. Przy okazji wypadałoby ogarnąć jakieś towarzystwo, bo śmieszkowanie z ludzi oraz zajadanie się słodkościami, które popijasz jeszcze słodszą colą, w samotności to nie to samo, co z dobrym kompanem [albo poduszką].
— Jakby co, ja tych zdjęć nie mam, ty nic nie wiesz i nie widziałaś — powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem. — W dobrym humorze, chociaż historyjką nie pogardzę. Zdenerwowany Hopecraft to dość ciekawy przypadek, a ja lubię ciekawe przypadki — dodałam wesołym tonem, siadając po turecku na podłodze przy łóżku blondynki i poprawiłam poluźnione wsuwki we włosach, po czym oparłam głowę o dłonie, wpatrując się w Wandę niczym zaciekawione dziecko.
Zdenerwować przewodniczącego, to akurat może być interesujące, zwłaszcza że nie umiałam sobie wyobrazić, co musiałaby dziewczyna zrobić, by mu nadepnąć na odcisk. Albo umiałam, tylko jak poszła im ta rozmowa, że zeszłaby na bardziej delikatne tematy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz