czwartek, 26 października 2017

Od Vene, CD Wanda

Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej, jednocześnie hamując z lekka rozbawiony uśmiech, który błądził gdzieś tam na moich ustach. Zastanawiałam się, cóż to zmalował Hopecraft, ale stwierdziłam, że wolę nie wnikać. Foma - wiadomo, Dexter. Egzaminy dobijają, okres jeszcze bardziej, a ludzie to ostatni gwóźdź do trumny. Czasami czułam się na uniwersytecie jak w zwierzyńcu pełnym dzikich drapieżników, ale wszędzie dobrze, gdzie Oczu nie ma. Dobra, Vene, obudź w sobie chęci do pocieszania innych i budzenia w nich choć odrobiny optymizmu do życia. Pogrzebałam w swoich rzeczach, szukając tych tereńskich, magicznych (nie dosłownie) cukierków, po których od razu człowiekowi jakoś lepiej się robiło, przesypałam część do pustego pudełeczka i wzięłam się za robienie miętowej herbatki dla umęczonej życiem Wandzi. Z takim oto zestawem zbliżyłam się do dziewczyny i ostrożnie usiadłam przy jej łóżku, wyciągając w jej stronę kubek z parującym napojem oraz pudełeczko ze słodkościami.
— Wyrzuć z siebie całą złą energię, od razu zrobi ci się lżej, a słodkie zawsze dobrze robi — powiedziałam z łagodnym uśmiechem, ciesząc się w duchu, że przynajmniej [na jakieś dziewięćdziesiąt procent] nie zostanę sparaliżowana wzrokiem. Umiejętność w miarę przydatna, uczucie bycia paraliżu przyjemne nie jest. Nie polecam. — A jak czegoś potrzebujesz, to mów — dodałam, powstrzymując ciche ziewnięcie, które wzięło mnie jak zwykle w najodpowiedniejszym momencie. Ile czasu właściwie siedziałam w pokoju?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis