Roześmiałem się serdecznie, łapiąc dziewczynę za rękę. Wcześniej rzuciłem się szybko, żeby włączyć jakąkolwiek melodię na panelu umiejscowionym w kącie pokoju, czyli idealnie obok fortepianu. Zaciągnąłem Van do tańca, stwierdzając, że jest wtedy nawet w miarę znośna. Gdy milczy, nie wścieka się, nie wrzeszczy, jaką to moja muzyka wielką krzywdę jej raz za razem wyrządza, to nawet da się na kurdupla popatrzeć. I zauważyć, że jednak ma te oczy ładne, skórę inszą, niż większość tutejszych dziewczyn, a choć wzrok należało spuścić, żeby dostrzec burze brązowych kłaków, to jednak to nieporadne, oklapłe afro skupiało spojrzenia. Dlatego uśmiechnąłem się szeroko, mocniej ściskając dłoń dziewczyny i powoli kołysząc koleżanką w rytm muzyki.
Krok do przodu, krok do tyłu, dwa kroki w bok, odwrót i powtarzamy. Sunęliśmy po sali w rytm lekko skocznej, a przy tym wesołej melodii, a ja w końcu mogłem pomyśleć, ponownie zatracić się w tej namiastce inspiracji, starając się zapamiętać każdy dotyk. Ostatecznie poprzednio też już drugiej szansy mogłem nie dostać, a patrzcie, państwo, co aktualnie się wyprawia. Tak blisko, a tak daleko, tak prosto, a jednocześnie tak skomplikowanie.
Poszerzyłem nieco uśmiech, zastanawiając się, co teraz z nami będzie, ale przecież płynięcie z prądem póki co wychodziło nam najlepiej.
— To za co tym razem chciałaś na mnie nawrzeszczeć? — prychnąłem, drocząc się z nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz