xXx
Już chwila minęła od parapetówki. Właściwie to praktycznie nie widywałam Hery. Ciągle się gdzieś spieszyła. Gdy więc usłyszałam, że będzie całe popołudnie w domu, zdecydowałam się ugotować obiad. W ten sposób nie będzie mogła już uciec. No i w końcu zjemy coś porządniejszego niż jedzenie stołówkowe i zupki chińskie. Ciekawe gdzie się podziewała ostatnimi czasy. Widziałam, jak na parapetówce kręci się obok Vincenta. Trzeba będzie ją o to podpytać. Tupot stóp na korytarzu, trzaśnięcie drzwiami, radosne powitanie i już sekundę później siedziałyśmy przy stole. Przyglądałam się czerwonowłosej, która wesoło opowiadała o swoim dniu. Krótko skomplementowała danie, bardziej z zasad savoir-vivre, niż z uznania; będę musiała jeszcze trochę poćwiczyć moje zdolności kulinarne. Streściłam jej mój dzień, po czym wyglądało na to, że dziewczyna na chwilę obecną nie ma już nic do powiedzenia (o dziwo!). Zjadałam łyżkę ryżu i odezwałam się po chwili:
— A więc? Jak tam z Vincentem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz