Semestr mijał, a nauczyciele cisnęli nas coraz bardziej. Było mało czasu na malowanie, ani właściwie na robienie czegokolwiek innego poza pracą domową. Postanowiłam wybrać się po szkole do biblioteki, pouczyć się zielarstwa, może będzie tam ktoś tak miły, żeby mi pomóc? Kto wie, nieraz dziwni ludzie siedzą w bibliotece. Poczułam gęsią skórkę, gdy przypomniałam sobie, co ktoś opowiadał o duchach w bibliotece. Niby tylko plotki, ale nigdy nie wiadomo. Poza tym, bardziej prawdopodobna od duchów w bibliotece była wściekła nauczycielka od zielarstwa w poniedziałek. Nie wiem kogo bałam się bardziej. Przyspieszyłam więc tempo, postanawiając całe popołudnie spędzić z książką. Otworzyłam drzwi, starając się zrobić to jak najciszej i powoli weszłam do środka, mimochodem rozglądając się na boki. Nie ujrzałam jednak nic oprócz wielu książek, stołu i foteli w rogu. Na jednym z nich siedziała szczupła blondynka, skrywając się za podręcznikiem od zielarstwa. Akurat kiedy wchodziłam, kichnęła donośnie, po czym spojrzała do góry, z zaciekawieniem patrząc kto wszedł. Mała, ale śliczna, wyglądała, jakby miała się poderwać do góry podbiec do mnie i wyściskać. Nie zrobiła jednak nic z tych rzeczy, opuściła tylko wzrok z powrotem do lektury, podeszłam więc i cicho opuściłam się na fotel obok. Z radością zauważyłam kwiat w jej włosach. Otworzyłam swoją torbę, także w kwiaty, i wyjęłam swój podręcznik.
— Chyba się nie znamy, jestem Vanilia, możesz mówić mi Van. — Uśmiechnęłam się, obracając się w jej stronę. — Lubisz zielarstwo? Ja nienawidzę, nie pamiętam czemu wybrałam to rozszerzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz