niedziela, 8 października 2017

Od Van, CD Amadeusz

Dzień mijał mi nie najlepiej. W dodatku zirytowała mnie lekcja zielarstwa i ta głupia nauczycielka. Uznała, że dzisiaj jest świetny dzień na niezapowiedzianą kartkówkę, na którą, oczywiście, nic nie umiałam. Z hukiem wpadłam do pracowni artystycznej, wyładować jakoś moją złość. Nie spodziewałam się, że kogoś tu zastanę, prawie zawsze było pusto. Kiedy jednak otworzyłam drzwi ujrzałam nauczyciela od sztuk artystycznych. Był ubrany w jakieś stare łachmany, a przed nim stała otwarte buteleczka atramentu. Przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę, skończoną fuknięciem i tupotem nóg. Od tego czasu unikałam go jak ognia, i teraz też miałam ochotę odwrócić się i wybiec stąd, ale nie wypadało. Czułam, jak staję się cała czerwona, gdy powoli podeszłam do nauczyciela z głową zwróconą ku ziemi.
— Ja… yyy… — Super, jeszcze będę się jąkać, nie no, świetnie, Van, naprawdę. — Chciałam pana przeprosić za to co powiedziałam parę dni temu, nie o to chodziło, to mi się tak wymknęło, ja nie uważam pana za przyjaciela czy coś, tak wyszło — powiedziałam na jednym oddechu, niemalże od razu żałując wszystkiego, co powiedziałam. Byłam pewna, że moja skóra, pomimo swojego naturalnego zabrązowienia jest już czerwona jak pomidor, a ręce miałam mokre od potu. Dlaczego nie mogłam tego zrobić jakoś normalnie? Powoli, powolutku podniosłam oczy w nadziei, że nauczyciel mnie nie pożre. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis