Drugi rok, brat trzeci, Przewalska. Pstryczek dopiero teraz zaskoczył, siostra jednego ze szkolnych gołąbeczków, zanotować.
Na kwestię o oprowadzaniu, natychmiast przypomniałam sobie o chłopcu, którego buzię zdobił szczur. Serio, zgoliłby nieudany zarost i byłby jedenaście na dziesięć, ale nie, lepiej szpecić buźkę. Dość urokliwą i anielską buźkę. Coś musiało się tam czaić, nie ma opcji, żeby po prostu taka była, bez swojej ciemniejszej strony medalu.
— Raczej nie jestem taką gadułą, ale rozumiesz, ekscy... — Przerwała, jakby ganiła samą siebie za swoje postępowanie. Przewróciłam powoli oczami.
— Gadaj ile potrzeba, nie przepraszaj. — Lubiłam jej głos, delikatniejszy niż te, z którymi spotykałam się dotychczas, miękki i czuły dla ucha, nie skrzypiał, nie drażnił, nie brzmiał, jak przejeżdżanie widelcem po talerzu, czy paznokciami po tablicy. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie dźwięku. — Co do oprowadzania, zostałam tylko wdrożona w ważniejsze miejsca i formalności. Dokładniejsze zapoznanie się z terenem brzmi znakomicie, szczególnie, że mam spędzić tu kolejne kilka lat. Im szybciej, tym lepiej. — Podrapałam się delikatnie po tyle głowy. Czarny, zdrapany lakier lśnił na paznokciach. Przydałoby się je odmalować, wyglądały obskurnie. Oglądnęłam krótkie szpony, przetarłam palcem wskazującym kciuk i ponownie podparłam biodra dłońmi. — Czy będziesz na tyle miła i dobroduszna, droga Wando, że przedstawisz mi to i owo w tej, jakże cudownej, parceli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz