niedziela, 22 października 2017

Od Renee, CD Wanda

Wielka, parszywa szkoła, mordercza biblioteka, mizdrzące się po kątach zakochane gołąbeczki. Ludzie, niektórzy dziwniejsi ode mnie, wiecznie ućpany do granic możliwości pedagog, którego widocznie kutas swędział, bo wręcz zjadał spojrzeniem naszą kochaną członkinię samorządu. No i oczywiście, wielki, potężny, obejmujący całą szkołę, wyścig szczurów. Kto pierwszy zdobędzie serce pierdolonego lalusia, lafiryndy, miss złotych loczków z fetyszem rękawiczek. No chyba, że nosił je nie przez własne zachcianki, a mizofobię, czy inną straaaszną tajemnicę.
Spodziewałam się wszystkiego po tej placówce, ale to, co się tutaj odjaniepawla przechodzi ludzkie pojęcie. No w końcu coś się dzieje w tym moim nudnym żywocie!
Niedbale skończyłam pleść warkocz, poprawiłam wyciągnięty sweter i żwawym krokiem ruszyłam na zwiady, pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej o nowym miejscu. Jak dotąd nie poznałam nikogo oprócz oprowadzającego mnie Żejmsa i pani od stołówki, która uważnie przyglądała się temu, co nakładasz, co jakiś czas obdarowując cię obrzydliwym uśmiechem. Ciekawe, dodała tam trutki, wrzuciła sierść jakiegoś szczura, czy może najzwyczajniej nacharała, zastanawiając się, który ze szczęśliwców pożre dzisiaj gluta. Wciąż lepsze niż rozcięty ropień u nosokrowy.
Ilość osób z dodatkową częścią ciała, jak ogon, lisie uszy, czy może całe dupsko jakiegoś jelenia, mnie zadziwiała. W sensie, wow, ta szkoła serio dogadzała wszystkim, podobno zamontowali tu nawet myjki do kopyt. Ciekawe, czy centaury zezwalają na wycieczki konne do lasu, byłoby ciekawie, nie powiem.
— Widziałaś taką małą blondynkę? Zielone oczy, pachnie kwiatami. — Kotowate coś zagrodziło mi drogę, błądziło rozbieganym, godnym szaleńca wzrokiem, po korytarzach, niuchał jak oszalały. Dane jakie mi podał, tak bardzo mi pomagały, w końcu w całej szkole jest przecież tylko jedna jedyna blondynka, przecież blond włosy to jakiś wyjątek, spotykany raz na milion! No, a kwiatowych perfum nie używa absolutnie nikt. Nim zdążyłam odpowiedzieć, ten pognał dalej, pozostawiając po sobie tylko niesmak i odór popsutej ryby. Obrzydlistwo.
Wtedy zza rogu wyskoczyła słoneczna główka, rozejrzała się, a gdy dostrzegła, że zwierzołak zniknął za zakrętem, z cichym odetchnięciem wpłynęła gładkim ruchem na korytarz. Stawiam dziesięć rubli, że to jej szukał.
— O ciebie chodziło? — Wskazałam kciukiem za siebie. Oszołomy. Wszędzie oszołomy. Jak nie narcyzy, to jebiące dorszem koty. Jak to się mówi, jak nie urok, to sraczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis