Obserwowanie ludzi było zdecydowanie ciekawym i dość zabawnym zajęciem. Spoglądanie na małe błędy, które popełniali, gafy, potknięcia, które starali się tuszować, ale, tak szczerze, to po co? Przecież każdy może się pomylić, dlaczego więc tak bardzo od tego uciekamy? Fopa to rzecz ludzka, tymczasem persony wystrzegały się ich jak ognia, zła największego, demona w czystej postaci i ogólnie czegoś nie do pomyślenia. Ja? Ja tego nie zrobiłem, przewidziało ci się!
Znudzone spojrzenie padło na kogoś, przy kim miałam ochotę zrezygnować z życia. Sir Hopecraft, który prowadził bardzo zawziętą konwersację z jakąś dziewczyną, która, na szczęście, nie patrzyła się na niego jak ciele na malowane wrota, w przeciwieństwie do większości damulek na uczelni, które na samo imię miały już mokro w majtkach. Dlaczego? Nie mam pojęcia, tak w sumie, nawet nie chciałam wiedzieć. Niektóre sprawy lepiej zostawić takie, jakie są i się po prostu nie wtrącać.
Jedna z takowych damulek, przyglądała się Żejmsowi razem ze mną, tyle, że w przeciwieństwie do mnie, ona należała do typu "Oddam życie za Szczura".
Nigdy tak nie mówię, ale tym razem się wymsknęło. Zapytanie, co w nim widzą. Ugryzłam się w język. Jesteś głupia, Renee.
— Ale że w sensie w kim? — odparła, jak gdyby nigdy nic, szczerząc się jak głupia.
— Hopecrafcie, a kim innym? Tylko do niego, ty i połowa szkoły robi maślane oczka. Zresztą, nieważne, zignoruj mnie. — Krótkie zagajenie tematu, po czym wycofanie się, zanim było za późno. Na nie się nie reaguje, nie strzępi się ryja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz