wtorek, 10 października 2017

Od Pelagoniji, CD Aurelion

— Możesz mnie nazywać Hortensją, Pelagonijo. Możesz mnie nazywać imieniem takiego kwiatu, jakiego tylko zapragniesz. — Poszerzyłam uśmiech, a z każdym kolejnym słowem stawał się jeszcze szerszy, aż zabolały mnie policzki. Wtuliłam się, mamrocząc ciche podziękowania i przymknęłam oczy, przywołując wszystkie miłe rzeczy. Pola lawendy, szum deszczu pod parasolem Arny, zapach mikstur w piwnicy dziadka i pióra wróbli pod palcami. Chociaż wróć, to z parasolem powinno być smutne, ale Arny zawsze taka była. Zawsze czerń, parasol, deszcz, wrona, czerń, parasol, deszcz, wrona.
Bo lepiej nie wiedzieć, co spływa mi z rzęs. Czy łzy, czy deszcz, czy łzy, czy deszcz?
Recytowałam w myślach ten wierszyk [mam nadzieję, że nie szeptałam go pod nosem] i trwałam w tym cieple, powtarzając sobie, że jeszcze tylko sekundkę tak zostanę, ale zaraz sekundka zamieniała się w kilka kolejnych. Dopóki nie usłyszałam hałasów z klatki, które sprawiły, że odsunęłam się przestraszona, spoglądając w stronę Dropsika. Króliczek gryzł pręty klatki, acz gdy na niego spojrzałam, przestał i zaczął śmiesznie poruszać noskiem, jakby chciał powiedzieć "ja nic nie robię, jestem niewinny".
Zaśmiałam się cicho, starając się uspokoić swoje serce, które przed chwilą poderwało się do szaleńczego biegu i właśnie biło panicznie, jakby chciało uciec.
— Ekhem... Dziękuję za moją małą, dziwną prośbę — powiedziałam nieśmiało, jeszcze raz dziękując.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis