Hortensja.
To ten kwiat, prawda? Dziewczyna naprawdę musiała je kochać, skoro nazywała innych nazwami roślin, a nawet na nią samą wołano per Jaśmin.
Słowa dziewczyny wywołały na mojej twarzy uśmiech, a jej rozmarzone zachowanie nieco mnie rozbawiło. Zawsze uciekała myślami tak daleko od rzeczywistości? Zdawało się, jakby przyszło jej żyć w innym uniwersum, a tutaj jest tylko przelotnie, ciałem. Duszą natomiast szybuje hen, hen daleko. Sam już nie byłem pewien, bo podczas przytulania, czuć było, jak bardzo osadzona w tym świecie jest. Jak tu trwa i mocno stąpa po ziemi.
Było miło. Było niezwykle miło i delikatnie. Dziewczyna była ciepła, atmosfera przyjemna, a ja zrelaksowany. Do tego aromat herbaty, spokój i cisza. Żyć nie umierać.
Przebywanie z Pel było zupełnie inne niż z Alexem. Tu nie było ciągłego biegania z miejsca na miejsce, kradnięcia truskawek, czy żartobliwego okładania się łokciami, ogonami i czym tam jeszcze przyjdzie. Tu było tylko przyjemne gawędzenie, niczym sześćdziesięcioletnia para ludzi, którzy postanowili przegadać ostatnie lata swojego życia. Było nieco nieśmiało, delikatnie, zgranie. Nie chodziło o to, by jak najszybciej zarzucić ripostą, a na tym, by z radością dobrać odpowiednie słowa.
— Możesz mnie nazywać Hortensją, Pelagonijo — mruknąłem leniwie, czując, że nastrój dziewczyny mi się udziela. — Możesz mnie nazywać imieniem takiego kwiatu, jakiego tylko zapragniesz. — Słaby, szczery i niezwykle rozmarzony uśmiech, zawirował na moich ustach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz