— Dlaczego nie przyszłaś? — Przebierałem łapami w ziemi, kopałem coraz to większy dołek, zerkając na siedzącą obok mnie Pel, która w najlepsze tuliła się do swojego szaliczka. Chowała w nim drobną buźkę, przecierała nosek. W odpowiedzi otrzymałem jedynie wzruszanie ramionami i zielone spojrzenie roztargnionych oczu. Tak, Pelagonija zdecydowanie za często odpływała myślami. Westchnąłem cicho. — Następnym razem się nie dam i zostanę w akademiku. — Zgrzyt. Ciarki przeszyły moje ciało równo z momentem, gdy przejechałem pazurem po zakopanym głęboko kamieniu.
— Aż tak źle? — Przytłumiony przez szaliczek głos, wybił mnie z rytmu zakopywania wgłębienia, które dopiero co wydrążyłem.
Pogoda zaczynała wyglądać coraz lepiej, a po śniegu do kostek nie było już śladu. Nie był to najlepszy sezon, jaki przyszło mi obserwować, ale było ciepło i rześko, a odżywające rośliny przyprawiały o przyjemne drgnięcia ogona.
— Źle, nie źle, ale zdecydowanie to nie moje klimaty... — Przetarłem powoli kark. — Do tego para. Ja jestem energiczny i ruchliwy, ale to, co ona tam zaprezentowała, zrzuciło mnie z łap. Cholera jasna, już dawno nie przyszło mi żyć z takim szajbusem — zaśmiałem się. — Nie, tak naprawdę było miło, naprawdę miło, ale no mówię. To nie dla mnie. — Wręcz słyszałem, jak kiwa głową ze zrozumieniem. Mimo tego jak często odpływała, Pel była bardzo dobrym słuchaczem. Przynajmniej według mnie.
— Chociaż... niedługo podobno impreza Halloweenowa, może przebiorę się za krzak hortensji, co ty na to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz