Przypomniało mi się, jak byłam młodsza i latałam z chłopakami w stroju cukrówki po domach, z tradycyjną formułką "Cukierek albo psikus!", a potem wymienialiśmy się między sobą, jeśli czegoś nie lubiliśmy. Cukrówka nie była straszna, ale tak się wtedy zachwycałam zwierzątkiem przyjaciela, że biegałam i błagałam o strój tego ptaka. Co prawda z kostiumu wyrosłam, ale pewnie gdzieś się jeszcze walał na strychu lub leżał na samym dnie w jakimś kartonie. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem.
— Może też się zwlokę, może nie. Na sto procent tak, jeśli Klarkia, znaczy się kuzynka, wbije mi z wykładem, że powinnam integrować się z ludźmi, a potem sama wciśnie mi to nieszczęsne prześcieradło, niemalże się przewracając — wyburczałam cierpiętniczo, wręcz czując, jak orzechowe oczy kuzynki przewiercają mnie na wylot. Brrr. Ba, nawet widziałam Vicię przed sobą i to jej paraliżujące spojrzenie zza fioletowych oprawek. Prześladowała mnie nawet na odległość.
Westchnęłam, przeciągając się na swoim miejscu i ziewnęłam cicho. Koszmary siedziały cicho, ale jakoś bałam się im dać okazję do nawiedzenia mnie. Mimo wszystko spać musiałam. Chociaż troszkę. Zabiłby mnie, gdybym spała, choć odrobinę mniej.
— Ewentualnie przybędę ci towarzyszyć z imbrykiem ciepłej herbaty i kolorowymi filiżankami. Rozłożymy się gdzieś w kącie i będziemy udawać, że nas nie ma — powiedziałam, po czym dodałam: — Przy okazji poznam Alexa — zaśmiałam się cicho, obwiązując szaliczek wokół nadgarstków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz