Moje myśli gorączkowo krążyły wokół różnych opcji i rozwiązań, ale wszystkie w tej chwili wydawały mi się niewłaściwie, nic niedające, kiepskie. Spuściłam lekko głowę, zagryzając dolną wargę, a dłonie luźno splotłam za plecami. Z własnej woli mi go nie odda, powinnam zawołać Dropsika? Nie, przecie to królik, nie pies. Nie przybiegnie. Zacząć błagać? Pewnie i tak wygoniłaby nas z kwitkiem. Dalej wmawiać, że jest niebezpieczny? Wyszłoby, że nie mogłabym go trzymać w akademiku albo zrobiliby mu coś. Zdecydowanie nie.
Czasu ubywa, tak samo cierpliwości nauczycielki, która patrzyła na nas coraz bardziej rozdrażniona. Już miałam jednak spróbować błagania, ale właśnie wtedy moje palce musnęły frędzle, i trybiki w mojej głowie zaczęły się obracać. Alter ego przywaliło sobie z otwartej dłoni o swoje czoło, bolejąc nad moją głupotą. Szaliczek, Amigo, mój najukochańszy przyjaciel i strażnik, jakaż ja ślepa. Rzuciłam szybko wzrokiem na szerokość drzwi, profesor od zielarstwa i na dziewczyny. Przez chwilę się zawahałam, czy powinnam zdradzać obecność szaliczka, a potem w duchu parsknęłam śmiechem. Kiedyś musiało się wydać, byleby kobieta nie widziała, a później... Później jakoś to wyjaśnię. Najpierw odzyskać zwierzątko.
Pociągnęłam za materiał, kciukiem pisząc na ubranku wiadomość, gdy skończyłam, materiał zaczął powoli się przesuwać. Powstrzymałam słaby uśmiech i wróciłam do bardziej zagubionego wyrazu twarzy, unosząc nieco głowę.
Powodzenia.
Dzięki.
— Bardzo za niego przepraszam — powiedziałam, starając się mówić wyraźnie, a przede wszystkim brzmieć na jak najbardziej skruszoną. Nie patrzyłam ani na Vene, ani na Heather w nadziei, że wszystko pójdzie dobrze. — Jeśli coś jeszcze spsocił, zapłacę za wszystkie zniszczenia — dodałam nerwowo, starając się zwrócić wzrok zielarki na wszystko tylko nie na podłogę, nie na szalik. Pomiędzy moimi palcami materiał nadal się poruszał, wydłużając część szalika, która szukała puchatego stworzenia. Mam nadzieję, że był wystarczająco długi...
— Wątpię, byś zwróciła mi stracone nerwy i szkody psychiczne — odpowiedziała sucho.
— Ale gdybym wzięła królika, to pani nie poniosłaby więcej str...
— Uważam, że lepiej się go pozbyć, skoro jest skrajnie niebezpieczny, mógłby coś zrobić innym uczniom. — Powstrzymałam skrzywienie się. Od kiedy dbała o bezpieczeństwo uczniów?
— Mi nie zrobiłby krzywdy — wymamrotałam.
Serce zabiło mi głośniej, gdy dzianina zatrzymała się, a potem zaczęła się posuwać w górę. Prawie pisnęłam. Prawie.
— Ale jesteś nieodpowiedzialna, pozwoliłaś mu uciec. Najwidoczniej nie powinnaś mieć zwierzaka, skoro nie potrafisz go upilnować i pozwalasz mu skakać po całym kampusie i gryźć co popadnie — ucięła, najwidoczniej uznając rozmowę za zakończoną, gdyż chwyciła za klamkę z zamiarem zamknięcia drzwi. Szybko spuściłam wzrok, szukając na podłodze szalika. Niepotrzebnie, bo za plecami poczułam coś ciepłego. Coś, co miało długie uszy i sierść.
Kiedy drzwi się zatrzasnęły, poprawiłam szybko szalik i trzymałam w swoich ramionach Dropsika, który rzucał spojrzenia w kierunku Vene i Heather. Jeju, jak dobrze. No... Prawie.
— Powinnyśmy wiać. Wiać, zanim się zorientuje, że "potwór" zniknął i jest z nami — wyszeptałam bardzo cicho, bojąc się, że jeszcze może nas usłyszeć, pomimo zamkniętych drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz