poniedziałek, 30 października 2017

Od Pel, CD Aurelion

— Tak właściwie, to chyba nie mam za bardzo, o czym opowiadać, nie chcę wam przeszkadzać, ba, nawet nie wiem, o czym miałbym mówić... — Nieco się zakłopotałam, bo przypomniałam sobie początki z Lydią, gdzie my byliśmy ciut przytłaczającym towarzystwem, a mało kto obcy umiał nadążyć za naszym szaleństwem. Zdenerwowana nawinęłam na palec kosmyk włosów i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale zostałam uprzedzona.
— O czymkolwiek. Jakaś bzdurna anegdotka, to, co lubisz, interesuje cię. Eww, mogą to być nawet fetysze, jeśli czujesz taką potrzebę — powiedziała Vicia, przewracając oczami, Radia wydała z siebie stłumione parsknięcie śmiechem, Mordechaj zaś tylko się uśmiechnął. Jej spojrzenie złagodniało, uśmiech wyglądał coraz przyjaźniej, nos już się nie marszczył i przestała przypominać jastrzębia krążącego w powietrzu, czekającego na odpowiedni moment, by zaatakować. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, czy nie zabrać jej okularów [tych przeklętych, fioletowych okularów], ale stwierdziłam, że jak na razie była miła. Niech Klarki będzie.
— Ewentualnie... — Uniosłam brwi, gdy wszystkie spojrzenia skierowane zostały na mnie. Floksowi już się świeciły oczy, a na ustach majaczył złośliwie rozbawiony uśmiech. Czuję kłopoty. — Będziemy okropnym kuzynostwem i zajmiemy się przytaczaniem wszystkich żenujących, słodkich i mniej lub bardziej ciekawych chwil z życia Pel. Właściwie to bez różnicy, i tak byśmy to zrobili. — Kolejny rzut ciastkiem, kolejne prychnięcie, kolejna nerwowa uwaga na temat niebawienia się jedzeniem.
— Czy będziemy rozmawiać o...
— Tak.
— I...
— Tak.
— Niech was szlag.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis