niedziela, 29 października 2017

Od Pel, CD Aurelion

— Co?
Parsknęłam nerwowym śmiechem i podrapałam się po policzku, w głębi duszy domyślając się, co chłopak mógł w tej chwili czuć. Trzy persony z powietrza przychodzą, drą się niedyskretnie, zamieniają cię w świnkę morską, odmieniają, a potem po prostu się przedstawiają. [Przecie to całkowicie normalne.]
Z zatroskanym wyrazem twarzy podeszłam do niego i wspięłam się na palce, żeby pogłaskać go uspokajająco po głowie. Miałam z tym drobne trudności, ponieważ był wyższy o te kilkanaście centymetrów i trochę bolały mnie stopy, ale to nic.
— Jest okej, Hortensjo... Już nikt cię nie zamieni w świnkę morską — starałam się go pocieszyć, chcąc żeby choć trochę ogarnął sytuacje. — Chociaż byłeś bardzo słodką świnką morską — dodałam, kierując te słowa bardziej do siebie niż do niego. Zignorowałam stłumiony, urwany chichot i niezbyt dyskretnie zamaskowany w kaszlu śmiech.
Vicia zmarszczyła jeszcze bardziej nos i zdmuchnęła kosmyki barwy popielatego blondu na bok, żeby jej nie przeszkadzały. Wyglądała na odrobinę zdenerwowaną, ale westchnęła przeciągle, mrużąc oczy.
— To ty się zastanów nad swoim życiem, ale to w drodze na herbatkę. — Spojrzała na mnie z nadzieją, delikatnie wybijając zdrową nogą rytm. — Bo masz herbatkę, prawda?
Przewróciłam oczami i kiwnęłam głową.
— Właśnie nam przerwaliście swoim wejściem — powiedziałam z lekkim wyrzutem. Radia uśmiechnęła się przepraszająco, gdy Mordechaj wzruszył ramionami z miną "Życie, moja droga". — Nie mam tylu kubków.
— A tym się nie martw — odpowiedziała niedbale Vicia, wymijając mnie nieco niezdarnie i pokracznie. Zmarszczyłam brwi, widząc, że porusza się wolniej niż zwykle, ale nie skomentowałam tego głośno.
Kilka chwil później modliłam się, żeby Fintan miał bardzo duże plany dzisiaj i w najbliższym czasie nie zaglądał do pokoju, bo obecnie panował w nim ogromny rozgardiasz. Radia rumianek, Vicia earl grey, Mordechaj pomarańcza, skąd wytrzasnęli kubki, tego nie wiedziałam. Pewnie Klarkia przytargała ze sobą swoje. Cała trójka rozsiadła się tam, gdzie jej było wygodnie, jednocześnie wziąwszy sobie do serca moje prośby o nietykanie rzeczy mojego współlokatora. Rzuciłam jeszcze zmartwione spojrzenie Aurelkowi, siadając obok niego i jedząc waniliowe ciastka.
— Ułożyłeś układankę? — spytał Floks z rozbawieniem, ale wiedziałam, że tak naprawdę sam też dopiero zaczynał ogarniać sytuacje, a w jego głowie informacje mieszają się w chaotycznej plątaninie.  Wzruszyłam nieznacznie ramionami, spuszczając wzrok, zdając sobie sprawę z tego, że jestem obserwowana przez niebieskie oczy. Jakoś tak wyszło, Floks. Po prostu tak wyszło.
— Nie męczcie go, bo w wakacje zagonię was do wujka Thomasa, a w Azylu będziecie mi pomagać przesadzać lyzyrie — burknęłam niezbyt dobrze wróżącym tonem. Troszkę się uspokoili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis