niedziela, 8 października 2017

Od Jamesa, CD Wanda

Siedziałem w łazience, zastanawiając się, kiedy problem z dłońmi rozwinął się do tego stopnia, że zaciśnięcie palców sprawiało zarówno trudność, jak i ból współgrał z irytującą niewygodą całej sytuacji. Rękawiczki pomagały, co prawda, to prawda, dzięki kilku odpowiednim zaklęciom pozwalały utrzymać powierzchnie skóry odpowiednio odseparowaną od zewnętrznego świata przy maksymalnym minimalizowaniu wad z tego wynikających. Nie czułem idealnie faktury danej rzeczy przy dotyku ani  temperatury, ale szczątkowy kontakt był lepszy niż żaden. Tym bardziej, że rany zaczęły tym razem piec, co nie zdarzyło się od... kiedy? Chyba ostatni raz był jeszcze przed Nervill, potem byłem zbyt zajęty, a właściwie nazbyt zainteresowany jednym czy dwoma problemami (Pierwszy miał na imię Dexter, drugi Heather), żeby skupiać się na czymś tak trywialnym. 
Mruknąłem coś niezrozumiałego, kończąc oczyszczać dłonie i zakładając rękawiczki, szczelnie dociskając paski przy zakończeniach do zdrowych fragmentów skóry, żeby upewnić się, że nie będzie żadnego przepływu powietrza. 
Następnie wyszedłem z łazienki, słysząc pukanie do drzwi. Otworzyłem je i moim oczom ukazała się lekko zdyszana Wanda, panna od iskierek, która zdawała się wypluwać płuca na naszą pokojową wycieraczkę. Zamrugałem kilkukrotnie, otwierając nieco szerzej drzwi i wpuszczając ją do środka. 
— Coś się stało, gdzie się pali? — spytałem, choć miałem wrażenie, że nie chciałem wcale znać odpowiedzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis