— Mówisz w normalnych ilościach, nie martw się — pocieszył mnie chłopak, na co zareagowałam głupim rumieńcem, bo zdecydowanie nie był potrzebny do sytuacji. — Tak, lepiej żeby je od razu wytępili, bo potem będziemy mieli problem, ale Mińsk zdaje się nie zauważać problemu — dodał blondyn.
— Ano właśnie ostatnio z Aurelem zanieśliśmy jednego, ale ostatecznie nic lepszego z tego nie wykniknęło, bo najwyraźniej była to jedyna jednostka, która dała się schwytać na terenie szkoły. Inne albo się pochowały, albo jeszcze tu nie zawitały. Matka Natura naprawdę musiała się nudzić... Żeby to chociaż było ładne! — Brawo, Hanabi, teraz to całkiem się rozgadałaś.
Wzięłam jeszcze kilka łyków herbaty, która zdążyła już sporo ostygnąć. A może to sprawka Jamesa, czego nawet nie zdążyłam zauważyć?
— Mało wypiłeś — rzuciłam. — Źle się czujesz? Brzuch boli? — zapytałam, gryząc się w język, zanim powiedziałam kolejne zdania. Chłopak zamrugał trzykrotnie, a potem posłał mi lekki uśmiech. Wyglądał w tamtym momencie jak osoba z pięknego portretu. Ciężko było uwierzyć, że nie był fikcyjny, a siedział przede mną w pełnej okazałości. Blond loki, ciemne oczy. Do tego uniesione kąciki ust. Jak można było nie przyznać, że jest po prostu idealny? Cóż, trzeba było mieć naprawdę słaby gust.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz