niedziela, 15 października 2017

Od Ayi, CD James

Kiedy James wybrał trzy najlepsze projekty, praktycznie zaraz po jego wyjściu zabrałam się za spisywanie potrzebnych materiałów i sprawdzania, co mam, a czego jeszcze nie mam, z potrzebnych elementów. Projekty nawet dość proste w wykonaniu… Za proste… Za zwyczajne… Chyba z lekka mnie nie doceniał,… Ale życzenie klienta jest moim rozkazem… W tym wypadku wykonuję to wolontariacko, jeśli można to tak nazwać, gdy zapłatą jest wyjście na kawę i ciastko.
Całe szczęście, że w miasteczku był zegarmistrz. Gdybym chciała coś zamawiać przez internet, mogłoby coś nie wyjść po mojej myśli… Wiele rzeczy może się wydarzyć w procesie wysyłki.
Kiedy już skompletowałam elementy potrzebne do skonstruowania zegarka, włącznie z tarczą, która w jednym miejscu była przeźroczysta, co pozwalało na ujrzenie trybików od zewnątrz, zaczęłam się zastanawiać, jak dołączyć do całości klucz lub motyla.
W grawernictwo wolałam się nie bawić… Takiego kunsztu dopiero uczyłam się od niedawna, pod czujnym okiem ojca i nie czułam się w tym na tyle pewnie, by zaryzykować. Wolałam nie zepsuć prezentu, na którego materiały poszło mi już troszkę oszczędności… Tylko co mogłoby zastąpić kunsztowny grawer…
Nagle mnie olśniło. Kiedy wracałam od zegarmistrza, przeszłam koło straganu z drewnianymi drobiażdżkami. W sekundę przystanęłam i zawróciłam, by dokładniej przyjrzeć się misternie wykonanym drobiazgom. Był tam również niesamowicie dokładnie wykonany maleńki kluczyk oraz motylek, którego skrzydła zdobiły maleńkie wyżłobienia, w których poznałam wzór skrzydeł Pazia Królowej. Oba maleństwa były zawieszkami. Maleńkie, metalowe, brązowe obręcze, przez które można było przewlec łańcuszek lub rzemyk, przewleczone przez otworki w drewnie, które nie zakłócały wzorów w żaden sposób.
— To magia — szepnęłam, patrząc na małe cudeńka
— Nie. Tyci dłuto — odparł z uśmiechem sprzedawca, pokazując mi dłuto z chyba najmniejszym zakończeniem, jakie widziałam w życiu. — Dość nowa sprawa na rynku, ale jaka pomocna.
— Że też ja jeszcze tego nie mam —odparłam oszołomiona, mrużąc oczy, gdy oglądałam cieniutką końcówkę dłuta.
Wiedziałam już, co muszę kupić, kiedy w wakacje wrócę do Utopii.
— Poproszę te kluczyk i motylka — oznajmiłam.
Sprzedawca schował wybrane przeze mnie zawieszki do małej papierowej torebeczki. Zapłaciłam za zakup i udałam się szczęśliwa do akademika.
Przez kilka następnych dni udało mi się doprowadzić do działania wewnętrzną konstrukcję zegarka, wprawić w ruch trybiki i wskazówki, które sunęły po liczbach widocznych na zabarwionej na biało części tarczy. Zdołałam także wszystko zamontować w obudowie tak, by obracanie się trybików było jak najmniej odczuwalne na zewnątrz, przez obudowę. Mechanizmu nie dało się całkiem wyciszyć, ale w finalnym efekcie zegarek nie wibrował, więc to był ogromny sukces. Tylko delikatne i przyjemne chrobotanie trybików było wyczuwalne na skórze. Jeśli przyjaciółka Jamesa będzie nosiła zegarek na bluzce, nic nie powinna czuć. Całość była zakryta zaokrąglonym szkiełkiem.
Ostatnią kwestią do załatwienia były zawieszki z motylkiem i kluczem. Postanowiłam, że nawlokę je po prostu na brązowy łańcuszek, razem z zegarkiem. Drewniane elemenciki nie były znowu takie małe, więc dobrze były widoczne na łańcuszku.
Byłam bardzo dumna ze swojej roboty. Efekt końcowy był nawet lepszy, niż się spodziewałam.
Jeszcze tego samego dnia, jakąś godzinę później, do drzwi od mojego pokoju rozległo się pukanie. Siedziałam wtedy przy biurku i uważnie obserwowałam mechanizm, czy aby na pewno radość nie byłą przedwczesna. Jednak wszystko chodziło idealnie, tak jak godzinę temu.
Podeszłam do drzwi i po otrzepaniu czerwonej koszuli i krótkich dżinsowych spodenek z niewidzialnego pyłku, otworzyłam wrota do mojego i moich współlokatorek pokoju.
W drzwiach stał nie kto inny jak sam James Hopecraft.
Chciał coś powiedzieć, ale byłam tak podekscytowana dobrze wykonaną pracą, że natychmiast mu przerwałam.
— Hej, wchodź. Prezent gotowy. Musisz tylko powiedzieć, czy wszystko jest okej. Mam nadzieję, że tak…jak nie, to powiedz, a postaram się zrobić lepiej… ale serio, powiedz co sądzisz — wypaliłam z siebie, niczym karabin maszynowy, ciągnąc chłopaka za sobą przez pokój, do biurka, na którym leżał zegarek.
Podałam mu go do ręki i z lekką obawą czekałam na werdykt. Podoba się czy nie…?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis