Parszywe, brzydkie, pomarszczone gówno. Nie, nie mówię o twarzy wujka Staszka. Mówię o szczuropodobnym czymś, co postanowiło zrobić sobie rozeznanie po szkole. Prawdopodobnie powinienem pójść kogoś zaalarmować o tym, że stworzenie, które opisane w gazetce, jako to, które sprowadza ze sobą całą plagę, znalazło się już w murach szkoły. Podrapałem się po karku. No nieźle.
— Jak ci poszła kartkówka? — Z rozmyślań wybił mnie głos Hanabi, która przyczłapała do mojej osoby, nawet nie wiedziałem kiedy. Wydąłem usta, starając się zignorować pytanie i udawać, że wcale nie zawaliłem jej po całości, jak wszystkiego, co spotykało mnie w tej szkole. Jeśli zdam, będę dziękował siłom wyższym. Zresztą, nawet nie musiałem odbiegać od tematu, bo dziewczyna sama to zrobiła, gdy dostrzegła paskudztwo. — Co to jest? — spytała, krzywiąc się mocno, jakby zjadła cytrynę doprawioną octem.
— Pewnie to obrzydlistwo z gazetki. Erchnion? Chyba tak to się nazywało. Blah — mruknąłem, gdy zobaczyłem, że czerwone, rozbiegane, puste ślepia, wbiły się we mnie. Borze, kto to stworzył? Matka Natura AŻ tak się nudziła? — Odnoszę wrażenie, że powinniśmy kogoś o tym zawiadomić, poinformować pedagogów? Nie chcę się obudzić z tym czymś pod ogonem, serio... — Cofnąłem się o krok, gdy stworzonko postanowiło lekko zadrżeć i poruszyć krzywym, jak moje spojrzenia w kierunku dyrektora, pyskiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz