Przystałem na propozycję chłopaka, by za chwilę wędrować za nim pomiędzy sklepowymi półkami. Zastanawiało mnie, skąd do cholery miał pieniędzy jak lodu. Nie pracował, przynajmniej nie widziałem, by to robił. Wydawał je w ekspresowym tempie, hurtowych ilościach, no, a nie można było przyjmować pieniędzy spoza miasteczka. Dziwne, nie powiem. Może to Mińsk? Może...
— Chcesz coś? — spytał nagle, zerkając na mnie przez ramię. Poruszyłem barkami na znak krótkiego "Nie wiem" i dalej smętnie ruszyłem za Alexem, powłócząc nogami po chłodnych, brudnych płytkach, którymi wyłożony był monopolowy.
Cisza w autobusie.
Cisza na kampusie.
Cisza, smętna cisza. Drażniąca, wrzynająca się w umysł, krzywdząca uszy i psychikę.
— Alex? — mruknąłem, spoglądając na niego, jak zbity pies. Śmiałe "Tak?" w odpowiedzi. — Jak myślisz, jak to jest, gdy twoi rodzice się rozwodzą? — Skok prosto z mostu, na łeb, na szyję, bez owijania w bawełnę. Przecież i tak nie miałem nic do stracenia. Przecież, nawet gdy krzywo na mnie spojrzy, to nic się nie zmieni. Przecież i tak to wszystko było bez sensu. Przecież i tak prędzej, czy później o tym zapomnimy, położymy się, no i finalnie na zawsze uśniemy, zanurzając się po czubek głowy w trwającym w nieskończoność, odpoczynku. Dołujące, nie powiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz