Nie dano mi nawet odpowiedzieć na pytanie, bo dziewczyna po chwili zanurzyła się prawie cała w szafce z przyborami i materiałami, by wyciągnąć stamtąd grudę gliny.
— Próbował pan kiedyś rzeźbić? Bo ja bardzo bym chciała, chyba odpoczną dzisiaj od farb, ale nie wiem, jak i gdzie zacząć. — Słysząc słowa dziewczyny, skrzywiłem się delikatnie. Rzeźba nigdy nie była moją mocną stroną, a ja sam za tym nie przepadałem. Oczywiście styczność z ową techniką miałem, ileż moje ręce nacierpiały się nad, często nieplastyczną, gliną, czy czym innym. To nie była moja bajka, a słaba wyobraźnia przestrzenna zdecydowanie nie pomagała mi dotrwać, chociażby do końca pierwszego rozdziału.
Odłożyłem z westchnięciem pędzel i odwróciłem się w stronę uczennicy, która zaczęła ugniatać masę, oddając jej potrzebne ciepło. Miętoliła kulę w dłoniach, ściskała, przerzucała z jednej do drugiej.
— Pomogę panience w szkicu, w malowaniu, w pastelach, nawet będę w stanie przećwiczyć muzykę, jeśli coś panienkę strzeli i jednak uzna, że woli babrać się w strunach, a nie farbach. Jednakże rzeźba, czy jubilerka, to nie moja specjalność i zapraszam do innego profesora. — Ponownie nachyliłem się nad kartką, ponownie przyjąłem kamienny wyraz twarzy, ponownie w pewnym sensie zignorowałem uczennicę.
Przynajmniej nie włączyłem jej nowej składanki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz