piątek, 6 października 2017

Od Amadeusza, CD Heather

Leniwe przewrócenie się na drugi bok jakby odgonienie mojej osoby, wyraźne zakomunikowanie "Ale jeszcze pięć minut, profesorze...". No, a zaraz potem nagłe poderwanie się na równe nogi ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
Dopiero wtedy trafiła we mnie myśl, że obudziłem dziewczynę, albo, co gorsza, ona wcale nie spała. Krótki paraliż kończyn. Przyłapali mnie, przyłapali mnie, przyłapali mnie. Na, kuźwa, mizianiu uczennicy po policzku. Uczennicy. Po policzku. Policzku.
Prawdopodobnie wystąpił u mnie porządny wytrzeszcz, rumieniec i nagły dreszcz. Ba, było to bardziej niż prawdopodobne.
Dźwignąłem się z kucek, by stanąć na równi z dziewczyną. Serio? Czemu nie mogłaby być niższa? Ciutkę? Tak tyci pyci? No albo ja wyższy. Nie, żebym był niski.
— Dobrze się pan czuje? — spytała z lekko przebijającą się troską w głosie. Skinąłem w odpowiedzi głową, posyłając jej delikatny uśmiech. Była wybita.
— Lekkie bóle, ale tak jest zawsze, musiałem się mocno rzucać — mruknąłem szybko. — Powinienem raczej spytać się, czy panience nic nie jest. Wszystko dobrze? Członki na miejscu? Zasnęłaś, więc raczej tak — wypowiedziane na jednym wydechu. Burak na twarzy, zaciśnięte szczęki, wspomnienie delikatnej skóry. Nieschodzący uśmiech z ust dziewczyny był wystarczającą odpowiedzią.
— Spokojnie, nic się nie stało, daliśmy radę. — Sam oparłem się o ścianę, zsunąłem gładko, lądując dupskiem na materacu, który pachniał brudnym psem i kawą. Nieciekawa mieszanka. Zerknąłem na nastolatkę z dołu, wyciągnąłem wymiętą paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni spodni, zapaliłem. Jak zawsze po wybudzeniu, przemianie.
— Daliśmy radę, raczej panienka dała. Dziękuję. — Zaciągnięcie się, poprawienie wyciągniętej koszulki z "fajnym nadrukiem", jak to bywało mawiać. Stała, jakby rozdarta, zastanawiająca się co zrobić w tej sytuacji. Ja sam nie wiedziałem, co poczynić, więc tylko wyciągnąłem w jej stronę dłoń z paczuszką. Mruknąłem pytająco. Początkowo nie otrzymałem odzewu, a jedynie zdziwione spojrzenie. Po chwili jednak wyciągnęła fajkę. — Wspólne dokarmianie zwierzątka zawsze w modzie — skwitowałem, chowając pudełko. Delikatny uśmiech z jej strony. Miała ładny uśmiech. Bardzo ładny. Szczególnie ten nieśmiały, który lekko rozświetlał buźkę.
Kto by pomyślał, że ranek, po nocy spędzonej z dziewczyną, będę palić z nią papierosy. Jakkolwiek to nie brzmi.

xXx

Dochodziłem do siebie dzień, dwa, dawałem wytchnąć zmęczonym myślom, odciążałem głowę przy fajkach, kilku skrętach i zdecydowanie zbyt dużej ilości alkoholu i farb. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a utonę w szkicach, które miały pomóc mi wykrzesać dziwną energię siedzącą gdzieś głęboko, czającą się na tyłach mojej świadomości. Dużo myśli, za dużo. Trochę wspomnień, co nie zmienia faktu, że za bardzo mi to nie pomagało, ba, jeszcze bardziej mnie dręczyło. Próbowałem zobrazować wszystko, co siedziało mi w tej łepetynie, każdą pierdołę, urywek, ale dostawałem tylko zapach dobrej kawy i spokojną dłoń ułożoną na głowie, delikatnie przeczesującą skołtunione włosy.
Skończyłem w oceanie kartek, pomiętych, podartych, jak i tych całych i zdrowych. Dużo grafitu, jeszcze więcej skrawków gumki i zdecydowanie za mało dobrych prac. Miałem ochotę zrzucić wszystko z biurka, jak i z łóżka i zakopać się w fortecy z koców, z dodatkiem poduszek i jeszcze większej ilości poduszek. Byłem jedną, wielką breją niezrozumiałych emocji, nawet dla samego siebie. Skończyłem z nogami na ścianie, głową zwisającą z łóżka i wspomnieniem kosmyków oplatających palce.

xXx

Ostatni uczniowie opuścili salę, a ja westchnąłem umęczony. Cholera jasna, w co ja się wpakowałem. Mógłbym siedzieć samotnie w pracowniach, malować co chcę, to nie, siedzę z gówniarzerią, sprawdzam zasrane kartkówki, sprawdziany, prowadzę lekcje o tym samym od iks lat i jeszcze zmarnowałem cześć życia na studia. No i na co mi to było? No po co, no? Prowadziłbym szczęśliwy żywot, albo trafiłbym do "klubu dwadzieścia siedem". Czemu nie? Doceniliby mnie za dwadzieścia lat, to nie, babram się w tym gównie. Wspaniale.
Nawet nie miałem ochoty ruszyć się z miejsca, najzwyczajniej zarzuciłem nogi na biurko, odchyliłem się niedbale i począłem bawić się neonowym ołówkiem, kupionym za dwa ruble, w pierwszym lepszym kiosku, w miasteczku. Przeciągałem go między opuszkami, kręciłem nim, przekładałem z dłoni do dłoni, delikatnie obracając się na ruchomym krześle. Przynajmniej tyle dobrego z pracy tutaj.
Wsadziłem przedmiot między górną wargę, a nos, perfekcyjnie ukazując moją dojrzałość i fakt, że, cholera, rzeczywiście mam te trzydzieści lat i zachowuję się jak prawdziwy facet.
Stukanie w futrynę.
Obróciłem się w stronę drzwi, by dostrzec w nich blondynkę, która ściągnęła brwi, jednocześnie uśmiechając się na mój widok. No, może raczej było to w geście czysto rozbawionym, patrząc na poruszający się pisak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis