Zatrzymałem się w pół kroku, złączyłem nogi, wyprostowałem się i odwróciłem w stronę niebieskiego posiadacza, znowu gwałtownie poruszającego się, ogona. Oh.
— Jak najbardziej, wybacz za to zachowanie. — Nadal z poważną postawą zacząłem iść w odpowiednim kierunku. Nie to nie, zamilknę na wieki, aż będziesz błagał, żebym znowu się uśmiechał. Niech wyrzuty sumienia trawią cię od środka, Aurelionie Podolski.
Nie minęło dużo czasu, a wpakowałem się do budynku, zakład szewski. Od razu buchnął mi w twarz specyficzny zapach skóry, prawdziwej, jak i tej sztucznej. Podreptałem do lady, zadzwoniłem śmiesznym, małym dzwoneczkiem i czekałem, aż zjawi się szewc. Właściciel całego przedsięwzięcia. I zjawił się, minutę później. Nieco starszy facet, powiedziałbym, że przed pięćdziesiątką, wiek już dał mu w kość i wszystkie włosy były siwe, łącznie z brodą. Splątaną w pierdolony warkoczyk. Od razu się przywitał, nie traktował nas jednak jak uczniów, dzieciaków z wymysłem. Wytłumaczyłem mu wszystko, błagałem o dorosłe podejście i delikatność w tej sprawie. I o idealność butów, ale to szczegół.
Po przejściu do pracowni zniknęło wrażenie starego miejsca, teraz pokazały się nowe, sztuczne materiały, podeszwy, guma, sznurówki. Buty tutaj dostawało się w pełni wyposażone. I nie tylko ze skóry, a trampki czy buty koszykarskie jak to stwierdził Aurel. Skoro takie chciał, to takie dostanie, dla niego wszystko.
— Siadaj, Fasolko. Trzeba wszystko dokładnie zmierzyć, zrobić tę wstępną przymiarkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz