— Koszykarskie by do ciebie pasowały, trapery to ciepłe buty więc można takie zamówić dopiero na zimę. — Starałem się zignorować jego odpowiedź w mruknięciu, to wcale nie dlatego, że ma mnie dość, prawda? Po prostu taki jest.
— Musimy napadać na kuchnię częściej, pokażesz mi więcej takich dobroci. — Szybko skończyłem sprzątać, siła wyższa. Przez sprzątnąć przelało się oczywiście zamiecenie wszystko jeszcze bardziej pod meble kuchenne.
---
Przestąpiłem z nogi na nogę, gdzie ten cholerny autobus? Powinien tu być minutę temu. Aurel nie wiadomo czemu naciągnął kaptur na głowę na tyle, że ledwo było widać jego twarz. Głupi. Przecież naprawdę nie miał się czego wstydzić. Pojazd w końcu się pojawił, o dziwo był w dobrym stanie. Wskoczyłem do środka, jak dzieciak od razu usiadłem z samego tyłu. Niektóre rzeczy nie giną. — Uśmiechnij się, Aurel. I zdejmij ten cholerny kaptur, przecież to nic. Jesteś, jaki jesteś, i to nie jest złe. Wręcz przeciwnie, jesteś zajebiście inny i ciekawy. W przyszłości wyjdzie ci to na dobre i będziesz mi pchał te łapy w twarz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz