Zanim otworzyłam drzwi, spodziewałam się wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Nie wiem, poszarpanego truchła Vladdy'ego, bijatykę dyrektora z awanturniczym miśkiem... No, nie wiem... Cokolwiek! A oni sobie pili alkohol, siedząc w przyjaznej atmosferze, jakby znali się od lat.
Patrzyłam się tępo na tę dwójkę z drzwi, stojąc z głupim wyrazem twarzy. Po kilku sekundach się otrząsnęłam i zrobiłam parę kroków do przodu z mniejszym ciężarem na duszy, a większym nieogarnięciem.
— Dzień dobry... — powiedziałam, nie wiedząc na kim ulokować wzrok. Jednak w końcu spojrzałam na Vladdy'ego, który pomachał mi leniwie wolną łapką. Wyglądał na zadowolonego.
Przytuliłam go, uprzednio pokonawszy dzielącą nas odległość, co zaowocowało głośnym, rosyjskim przekleństwem.
— Rozlejesz, Pel — fuknął oburzony, ale poklepał mnie po głowie.
— Przyniosę ciastka — wymamrotałam.
— Odpokutujesz, a teraz mnie zostaw, zanim jeszcze bardziej ubrudzisz dywan. — Puściłam go, zerkając na podłogę i rzeczywiście na materiale widniało kilka większych i mniejszych plam.
— Który, swoją drogą, mi odkupujesz — wtrącił dyrektor. Uniosłam brwi, przenosząc wzrok na Vladdy'ego, który uśmiechnął się do mnie, wzruszając ramionami i upił kolejny łyk alkoholu. Wiele mi to mówi, przyjacielu. — Po co przyszłaś, F.S.PE.2?
Wróciłam do świata, w którym teoretycznie powinnam być bardziej ogarnięta, i uśmiechnęłam się nerwowo do dyrektora, zastanawiając się, czy będzie okej.
— Przyszłam po pańskiego towarzysza, prze pana... — Starałam się nie chować nosa w szaliku, miętosząc jego materiał za plecami. Vladdy zignorował naszą rozmowę, upijając się w najlepsze. Tfu. Pijąc sobie w najlepsze, bo misiek upić się nie mógł. Wiem, bo opróżnił kiedyś barek dziadka i był trzeźwy jak zawsze, a przynajmniej klął, wyzywał i rzucał mordercze spojrzenia, jak zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz