— James, poszedłbyś ze mną? — spytała dziewczyna, okręcając włosy na palcu, a przy tym oblizała usta. Zamrugałem kilkukrotnie, przyglądając się delikatnym ruchom dziewczyny, w których jednak czaiła się lekka drapieżność, odrobina naturalnej dzikości, chyba standardowej cechy zwierzołaków. Ostatecznie podobne wrażenie sprawiał Kyo, gdy zapominał zachowywać się jak człowiek i oddawał się na swobodne, kocie harce.
— Czemu nie pójdziesz sama? — spytałem z zaciekawieniem, żałując, że nie posiadam dexterowego sposobu na rozgarnianie mimiki i gestykulacji drugiej osoby.
— Co za różnica? — fuknęła, brzmiąc jak wściekły, obrażony kotek. Kilka osób raczej niezainteresowanych problemem, a bardziej podniesionym tonem dziewczyny, spojrzało w naszym kierunku. — Znaczy... Po prostu nie uśmiecha mi się spotkanie z Mińskiem — dodała, już nieco milszym tonem, który brzmiał jednocześnie mocno sztucznie. — Nie ważne — mruknęła w końcu, zaciskając usta, przez co wyciekło na jej wargę kilka kropel krwi.
— Ejże — prychnąłem pod nosem, wstając i wyciągając dłoń w stronę dziewczyny. — Joce, prawda? Jeżeli teraz ruszymy tyłki, jeszcze jest szansa, że znajdziemy twoje tajne i bardzo niebezpieczne, zakazane przedmioty — powiedziałem z całą powagą, na jaką było mnie stać. Doskonale rozumiałem jej powody, a obecność kogoś z "góry', niezależnie od tego, jaką funkcję piastował w samorządzie i już stanowiło w miarę dobre plecy. Czy na tyle, żeby w przypadku przyłapania uniknąć kary, to jeszcze zobaczymy, ale liczyłem, że szeroki uśmiech i dobry dobór słów załatwi ewentualne problemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz