— Cii — szepnąłem, przyciskając nieco bardziej dziewczynę do siebie. W komórce było już i tak wystarczająco mało miejsca, a w najgorszym wypadku, rzucająca się na prawo i lewo dziewczyna, mogła coś potrącić, coś zepsuć i zaraz zostalibyśmy odkryci.
— Panie dyrektorze, o, tutaj. — rzucił tak bardzo dobrze znany mi głos. Odetchnąłem z ulgą. Potem zaczęła toczyć się swobodna rozmowa na temat drobnych pęknięć, które zaczęły powstawać z powodu... różnych nastrojów Heather w ostatnich tygodniach. Moc dziewczyny stopniowo stawała się coraz silniejsza, co nieco zaczynało mnie martwić, ostatecznie nastolatka dawno zakończyła okres, w którym moc powinna dostosować się do jej ciała. Nie mówiąc nic o tym, że Heat zawsze była słabą i tragiczną empatką, a większy zasób mocy nie sprawił, że nagle zaczęła ją znikąd lepiej kontrolować.
— James... On chciał, żeby dyrektor nas przyłapał? — zapytała niepewnie Jane.
— Nie. Nie wiedział, że tutaj siedzimy. To mój najlepszy kumpel, nie zrobiłby mi czegoś takiego — odparłem szczerze. Dexter prędzej zaprogramowałby sam siebie do zjedzenia własnego krawatu, aniżeli spowodowałby, że ja albo Heat mielibyśmy kłopoty na głowie. Co było oczywiście odwzajemniane również z naszej strony. Cudowna, wspólna koegzystencja przez te kilka lat umocniła i właściwie zacementowała nasze wspólne więzi.
I wtedy pojawił się huk, spowodowany przewróconym czymś.
— Uff, mało brakowało — powiedziałem z ulgą, decydując się nie zabijać dziewczyny na miejscu. — Idziemy stąd?
— James, ja, ja ci dziękuję. Miałabym przechlapane, gdyby dyrektor mnie tu nakrył. Masz rację, pewnie wyleciałabym, w końcu miałam już tak dużo za uszami i każdy patrzył na mnie z ukosa. Dziękuj — wymamrotała dziewczyna, zapaliłem światło, przyglądając się łzom, które zaczęły spływać po jej policzkach.
— Drobiazg. Jak mógłbym postąpić inaczej? Ale podziękuj też Dexterowi, gdyby nie on, to mogłoby być nieciekawie — mruknąłem wesoło, wyciągając rękę, żeby pogłaskać ją po włosach. — A teraz, proszę cię, chodźmy stąd, jakaś szczotka od kilku minut wbija mi się w plecy. — Zaśmiałem się głośno.
— Muszę... muszę ci jeszcze coś powiedzieć. — Miałem już otworzyć drzwi, ale przystanąłem w połowie drogi o nich. Spojrzałem z niezrozumieniem na dziewczynę, a już chwilę później poczułem jej wargi na moich.
— To chciałam ci powiedzieć — rzuciła i uciekła.
Zamrugałem kilkukrotnie, całkowicie zdezorientowany sytuacją, zanim wypadłem ze schowka, ominąłem oniemiałego Dextera i ruszyłem biegiem za dziewczyną. Dotarłem do jej pokoju, zaczynając uderzać dłońmi w otwarte drzwi.
— Jane, otwórz — zacząłem, chyba po raz pierwszy uderzając w surowsze tony. — Jane, musimy pogadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz