piątek, 8 września 2017

Od Jamesa, CD Jane

To był bardzo krótki marsz, ale cisza uczyniła go wielomilowym maratonem, który równie dobrze mógłby zamęczyć nasze dusze i ciała na wieki wieków amen. Ostatecznie, czy wiecie ile trwa dziesięć sekund ciszy? I to takiej stricte niezręcznej, pozbawionej polotu, zwłaszcza w sytuacji, gdy i ty i twój rozmówca nie czujecie się na tyle komfortowo, żeby rozpocząć nawet durną pogawędkę o pogodzie. Podpowiem: Wieczność, dosłownie, kurde, wieczność. Żadne z nas nie chciało się odezwać, a cisza przytłaczała coraz bardziej i bardziej, co ostatecznie skumulowało się przy przechodzeniu do pokoju samorządu. Heat załatwiała sprawy kawalerkowo-pracowe, Dexter uciekł pracować nad czymś dziwnym dla Alexa, dlatego bez skrupułów zaprosiłem dziewczynę do rozgoszczenia się u mnie. Najpierw przepuściłem ją w drzwiach, a chwilę później trzasnąłem nimi, co nie wskazywało na radosny i przyjemny przebieg następnej rozmowy, ale... W końcu byłem przecież wystarczająco miłym gościem, żeby cały proces przebiegł sprawnie, prawda? No właśnie.
— Jane — mruknąłem, spoglądając na dziewczynę, która z kolei spoglądała na mnie i serio, to należało do jednych z bardziej niekomfortowych sytuacji, jakie przeżyłem w tym stuleci. — Słuchaj, jesteś naprawdę — tu przełknąłem w myślach bardziej stereotypowe określenia. Miła na pewno nie, "piękna" nie pasowało do sytuacji, a nic mniej oklepanego nie przychodziło mi do głowy, więc stwierdziłem, że pora na szczerość — wspaniała.
— Ale? — prychnęła cierpko.
— Gadaliśmy razem ledwie kilka razy — wyjaśniłem, wzdychając głośno. — Słuchaj, naprawdę nie jestem najlepszym materiałem na miłość od czasu do czasu. Miałaś całkiem sporo stresu w ciągu ostatniego roku, może to nieco na to wpłynęło, ale zdecydowanie, na to jest za wcześnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis