— Imię? Twoje i królika. — Odetchnęłam z ulgą. Wszystkie informacje z prawdziwego formularza Vene okazały się, cóż, prawdziwe, co uratowało nam w tej sytuacji tyłki. Była konkretna, ogarnięta i dobrze zorganizowana, a właśnie tego potrzebowaliśmy, kogoś z dosłownym darem do poszukiwania zaginionych i zagubionych rzeczy.
— Pelagonija, a królik to Dropsik — odpowiedziała cichutko Pel, brzmiąc na nieco słabo przekonaną, prędzej jakby zaraz jej siąpanie nosem miało się przeistoczyć w całkowity płacz.
— Spokojna twoja rozczochrana, Dropsik zaraz się znajdzie — pocieszyła ją Vene, a już kilka minut później krążyłyśmy korytarzami, potulnie tuptając za Vene, która szła w tylko sobie znanym kierunku. Raz zerkała na mapę, raz na korytarze, ale przez cały czas wybijała stopą rytm. Kilka minut później uśmiechnęła się szeroko, co zwiastowało dobre wieści.
— Mamy twojego królika. — Spojrzałam z wdzięcznością na dziewczynę. Zdecydowanie, trzeba będzie jej załatwić i donieść czekoladę jutro w podzięce
— No to ruszamy do... — urwała nagle. — ... Pokoju nauczycielki od zielarstwa. — Przełknęłam głośno ślinę, zanim całą trójką ruszyłyśmy pędem w kierunku pokoju nauczycielki. Cóż, to na pewno była specyficzna kobieta. Z jednej strony ostra i konsekwentna, z drugiej... No, oschła i bardzo nieprzyjemna w kontaktach bliższych. I dalszych. I w ogóle jakichkolwiek kontaktach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz