— Tak, mamo. Nie, mamo. Dobrze, mamo. Ej, mamo, ale nie płacz. Tak, tak. Dobrze, będę. Tak, pa. — Odłożyłem ze zrezygnowaniem telefon, przetarłem twarz, potarłem delikatnie mokre kąciki oczu. Z mojej piersi uleciało ciche westchnięcie, czułem, jak na moim czole tworzy się głęboka bruzda. Opadłem na łóżko, by następnie, chcąc uciec przed ciekawskim wzrokiem współlokatorów, ukryć buzię pod kitą. Splecione pasma uderzyły policzki. — Warkoczyki? — Ściągnąłem brwi, zerkając na ozdoby, które zapewne zrobił Alex, gdy wracaliśmy lasem. Pociągnąłem nosem i mimowolnie się zaśmiałem. Co za idiota. Kochany idiota.
x X x
— Jadłeś kiedyś Burrosy? — Zerknąłem na białą czuprynę, której właściciel kroczył żwawo tuż obok mnie. Zafalowała ciągnięta ruchem, dzięki któremu jego oczy mogły skierować się na moją twarz. Krótkie pokręcenie głową, ciekawość, która wręcz malowała się na rysach jego twarzy. Posłałem mu ciepły uśmiech. — To dzisiaj zjesz i poznasz ósmy cud tego świata.
— Nie możesz mi powiedzieć, co to? Będzie łatwiej i szybciej. — Przewrócił oczami. Wypchnąłem językiem policzek, przejechałem nim po jamie ustnej, uśmiechnąłem się wrednie. Widząc to, bąknął coś pod nosem.
— Burrosy. Burrito z ciasta na churrosy, okraszone wspaniałą, ostrą mieszanką przypraw i ziół... jak było u krwiożerczego dyrka? — Szybka zmiana tematu, bo chłopak najzwyczajniej milczał w tej kwestii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz