Trącanie. Nieprzyjemne, irytujące, monotonne szturchanie mojej łapy. Łapy. Jakże obrzydliwie to brzmi. Mniejsza.
Cofnąłem kończynę, mając nadzieję, że tykanie jej zostanie zaprzestane. Absolutnie nie, wręcz się nasiliło, a do tego przez ścianę snu, barierę oddzielającą rzeczywistość od świata w moim umyśle, zaczął przebijać się głos. Znajomy głos, który kojarzyłem, chociaż rzadko przychodziło mi go usłyszeć.
Heniek postanowił z łaski swojej mnie obudzić, widząc, że już zaspałem na zajęcia. Przynajmniej tyle. Dzisiaj mieli ogłosić wyniki egzaminów, a ja sam powinienem podskoczyć do biblioteki w celu rozgarnięcia sobie pomocy naukowych. Zawaliłem po całości, tego byłem pewien.
Jednak nie zawaliłem, więc sprężystym krokiem, wręcz skocznym, gnałem do budynku obok, a ogon latał mi na wszystkie strony, jakby pragnął poznać każdy zakątek tego świata. Cieszyłem się, że nikt się nie nawinął i nie dostał rozlataną kończyną, którą mało co interesowało, a moje zdanie na temat jej zachowania, miała głęboko pod sobą.
Dorwanie się grubej księgi, rzucenie do pierwszego lepszego stolika i napotkanie kogo? Przerażonej moim zachowaniem Pel. Długo jej nie widywałem. Za długo. Pochłonięcie sprawami szkolnymi, odciągnęło mnie od towarzystwa.
— Witaj, Pelciu. — Posłałem jej promienny uśmiech, czując, jak świerzbi mnie w łapach. Skinęła delikatnie głową, już nieco spokojniejsza. Wyjątkowo strachliwa i wrażliwa istotka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz