Zerknąłem na kartkę. Tak, kartkę, bo banda gnojków nie miała prawa tknąć płótna. Nie na mojej warcie, nie, gdy chodzę po terenach ten szkoły. Za żadne skarby świata nie dam im zbezcześcić tego materiału, od którego lepsze były tylko drewniane płyty. Oczywiście w mojej opinii. Inni gdyby to usłyszeli, prychnęliby głośno i charknęli, mówiąc, że przecież jedwab, że szkło. Taki męski narząd rozrodczy, drewno było najdumniejszym materiałem.
Ściągnąłem brwi i (ponownie) podrapałem się po brodzie, a raczej skórze, która schowana była za gąszczem włosów. Westchnąłem cicho i kazałem przestawić kota lekko w lewo. Jak się okazało, to był krzak, a ja zostałem uznany za całkowitego ignoranta. Co za oszołomy, niech znikną mi z oczu.
Uniosłem zmęczone oczy, zamrugałem, a następnie wpadłem w istny szał, dostrzegając czarnoskórą dziewczynę, która postanowiła chwycić za sztalugę. Nagle poderwałem się z miejsca, zwracając przy okazji uwagę wszystkich na swoją osobę. Wybici z rytmu uczniowie, podążyli źrenicami za moim wzrokiem. Burza włosów stała teraz w centrum zainteresowania.
— Co ty sobie wyobrażasz — rzuciłem, podchodząc do dziewczyny. — Czy zezwoliłem ci na branie płó... na wszystkie twory Dorgy'ego, toż to sztuka. Sztuka, w tej szkole, prawdziwa sztuka! Niesamowite. — Dokładne oglądanie obrazu, docenianie dobranej gamy kolorystycznej, estetyki, nawet wspaniale skomponowanych pędzli, których użyła do tworzenia dzieła. Wręcz czułem, jak banan wstępuje mi na twarz, emocje tańczą skocznego dukka, a ja sam mam ochotę porwać malunek i wywiesić nad łóżkiem. Trafiła się perełka, nareszcie ktoś, kto zadziała na moje, połamane przez uczniów, serce, jak miód. Kojący, ciepły miód. — Twórz moja droga, twórz dalej, przepraszam za moją reakcję. — Poklepałem osóbkę po ramionach, a sam wróciłem do jednej z ławek, by zacząć namiętnie obserwować proces twórczy persony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz