Przeczesałem palcami brodę, przeciągnąłem zniszczonymi paznokciami po żuchwie. Swędzi, boli, drapie, ciągle, nieustannie. Ciekawymi nazwami operują w tej placówce. Mordercza Biblioteka? Przepadam za przesiadywaniem późnymi, jesiennymi wieczorami nad dobrą lekturą, ale to określenie zdecydowanie mnie do tego zniechęci. No, ale jak to się mówi, raz kozie śmierć. Odparłem krótko, wolałbym jako pierwszą zwiedzić czytelnię, niż miejsce, gdzie przyjdzie mi spędzić kolejne miesiące życia nad płakaniem, przez prace uczniów. Nastolatka skinęła głową, blond czupryna zafalowała, odbijając przy tym światło. Czy zgodziłaby się na sportretowanie, gdyby obie strony miały chwilę wolnego? Dać nakreślić swoje rysy na delikatnym płótnie, bądź kawałku papieru? Musiałbym się spytać, poprosić. Liczę na pozytywną odpowiedź, negatywna zapędziłaby mnie do śledzenia i dokumentowania w ruchu, a następnie do grobu. Tego bym nie chciał... chociaż...?
Lekkie stąpanie, z gracją, przeciwieństwo moich ciężkich, krzywych kroków. Cudownie.
Biblioteka okazała się być kolejnym, oddzielnym budynkiem. Potężna, pachnąca starymi kartami, jak i nowymi oprawami, które przyjechały, wraz ze świeżą dostawą. Regały, wypełnione po brzegi, wręcz się z nich wysypywało, książki zdawały się chcieć uciec, wyskoczyć, jak najszybciej, jak najdalej. Niektóre zakurzone, nikt nie dotykał ich od lat, nie interesował się nimi. Inne łapane tak często, aż ich grzbiet został doszczętnie wytarty, pozbawiony dawnego blasku. Panienka zaczęła mówić, objaśniać, tłumaczyć. Nie słuchałem, nie potrafiłem się skupić. Książki wybiły mnie z rytmu. Podobnie jej usta. Ruch warg, zgodny ze słowami, na które nie zwracałem najmniejszej uwagi.
— Czy mogę się spytać jak ma pani na imię? — Zamrugałem kilkukrotnie, nawet nie zerkając na fakt, że przerwałem jej w połowie zdania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz