Czego oczekuję? Zrozumienia, pomocy, akceptacji. Odrobiny uczuć, tych pozytywnych. Ta sytuacja była męcząca dla nas obu. Nienormalna. Szalona. Nierealna. Moje pojęcie o tej części życia było tak gówniane, że wstyd o tym gadać. Moje uczucia względem sytuacji były pomieszane, jakby ktoś wrzucił je do shakera, a te względem Adama... No cóż. Zauroczony? Uważałem to za mało powiedziane. Zakochany? Za dużo. Tkwiłem w połowie, zbyt przywiązany żeby odejść, zbyt zobojętniały żeby zostać. Sytuacja godna zakładu psychiatrycznego, serio. Myśli biegały, galopowały, kłusowały, momentami również szły powoli. Szaleństwo. Istne szaleństwo.
— Fizycznie? Całe ciało. Bolą mnie nogi, tyłek, tors czy ręce. Gdzie nie spojrzę, zostawiłeś siniaki. To już nie są malinki. To siniaki. Okropne siniaki, które ledwo zakrywam bluzą. Bolały, kiedy spałem, bolały, kiedy wygłupiałem się z przyjacielem. I nadal bolą, jesteś nienormalny. Głupio pytasz czy coś mnie boli. — Odepchnąłem go od siebie, czym był dalej tym lepiej dla mnie. Jego bliskość, ciepło czy zapach wody kolońskiej bolały. Gorzej, bardziej niż siniaki? Bardzo możliwe. Powinienem teraz wyrwać się stąd, uciec? Może lepiej zostanę i dokończę rozmowę, o ile tak można to nazwać? Zostanę.
Zostanę i zachowam się odpowiedzialnie, nie postąpię jak on.
— Jesteś dorosłym facetem, dyrektorem szkoły, a ja twoim uczniem. Co takiego chcesz zrobić, czego mogę chcieć? Związku? Proszę cię, kopnął byś mi w dupę po zobaczeniu pierwszej lepszej pizdy. Ignorowanie mnie też boli. Wypij piwo, które naważyłeś. Zaproponuj coś, ty pusty kuferku na mózg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz