Zastanawiałem się, co mnie pokusiło, żebym przyszedł na tą imprezę (pomijając to, że Vanilia pokazała swoją straszną stronę, a perspektywa śpiączki zdecydowanie nie napawała optymizmem). Mało mi było wypadków, że pchałem się w miejsce pełne ludzi? Najwidoczniej tak, skoro odprowadzałem Herę spojrzeniem z głupią miną i trzymałem karteczkę, jakby była czymś wyjątkowo szkodliwym. Obróciłem ją w dłoni, nie zaglądając do środka, za bardzo się bałem. Najgorzej będzie, jeśli trafię na kogoś, kogo kompletnie nie kojarzę i go nie znajdę.
...
Chociaż zaraz, to nie byłoby złe. Zrzuciłbym to na swój brak ogaru i niezdarność, wywaliłbym się po drodze raz lub dwa i może osoba, która na mnie trafiła, uwerzyłaby. Uwierzyłaby, gdyby ta osoba nie była moim współlokatorem.
Patrzyłem na kartkę, przyglądając się jej z każdej strony, ale napis wyraźnie mówił "Reska". Nie znałem drugorocznego zbyt dobrze, w biegu trochę z nim rozmawiałem, ale nadal to było niewiele. Teraz się bałem jeszcze bardziej. Znaczy się, wydawał się miły, ale równie dobrze może być psychopatą chowającym trupy w swojej walizce.
Westchnąłem ciężko, unosząc wzrok i stanąłem na palcach, szukając wysokiego chłopaka. W tej szkole albo było się kurduplem, albo wielkoludem, ewentualnie były te wyjątki, które znajdowały się pomiędzy. Ku mojemu szczęściu lub nieszczęściu, Reska należał do niezwykle wyrośniętych osób, więc dostrzeżenie go nie powinno sprawić mi problemu. Wolałem się zbytnio nie ruszać i uważać, bo jeszcze wywaliłbym się, a potem nie podniósł oraz został zdeptany. Zdecydowanie powinienem w końcu zakończyć swoją "znajomość" z podłogą. Przez ten semestr poznałem chyba każdy skrawek terenu lepiej niż inni uczniowie. Dosłownie poznałem.
Ale wracając, powinienem spróbować przekrzyczeć muzykę i zawołać Reskę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz